Skip to main content

Od kilku dni zastanawiam się, czy mężczyźnie wolno napisać recenzję tak bardzo kobiecej sztuki, która wgryza się w trudy bycia kobietą z taką niesamowitą siłą i prostotą. Myślę o tym z kilku powodów, jednym z nich jest to, że nie wszystko mi się podobało. Jak oddać właściwy wydźwięk, gdy jednak reszta poruszyła mnie do głębi? Cóż, z tym zmierzymy się już za chwilę w tekście być może krótkim, ale ważnym – i przede wszystkim obowiązkowym dla każdego fana teatru, który przynajmniej w mojej definicji jawi się jako alternatywny. A mowa tu o sztuce Kobieta i życie, najnowszej premierze Teatru Warsawy, który to jednak chwilowo tuła się bez swojej siedziby, a na wspomnianą premierę zawędrował aż pod dach Teatru Ateneum.

Gdybym stosował śródtytuły, to w tym miejscu użyłbym zwrotu: monodram na cztery serca, bo tak można najprościej określić recenzowaną sztukę. Kobieta i życie to historia jednej, czterech, a być może wszystkich kobiet, które miały tego pecha narodzić się w świecie, w którym bycie kobietą to przykry i niebezpieczny obowiązek – nie mam na myśli niczego futurystycznego, a naszą ziemię, Polskę i wszystko co może nas otaczać. Obserwujemy więc większość najważniejszych chwil z życia statystycznej dziewczyny, która przeżywa swój pierwszy raz, pierwszy okres czy pierwsze niesprawiedliwości w wielkiej korporacji. Na początku wspomniałem, że jako mężczyźnie ciężko odnosić mi się do tego co widziałem na scenie, dlatego postaram się opowiedzieć o tym jak najbardziej technicznie – sam scenariusz jest rzeczywiście bardzo ciekawy, zabawny, a miejscami dołujący i przerażający – z całą pewnością wywołuje dokładnie to co powinien wywołać. Poszczególne etapy życia młodej dziewczyny zarysowane są bardzo wyraźnie i chociaż mam wrażenie, że nie wszystko wygląda (dzisiaj) tak jak to opisała autorka – na pewno warto wziąć ze sobą syna wchodzącego w dorosłość, aby uświadomić mu jak nasze beztroskie zachowania mogą wpływać na psychikę i poczucie bezpieczeństwa młodych kobiet. Przekaz odebrałem szczególnie silnie, ponieważ w większości trafiał do nas w formie piosenek czy ballad, które dość otwarcie próbowały zmierzyć się z całą rzeką trudnych tematów. I o ile taki układ bardzo mi pasował i do pewnego momentu mnie niesamowicie intrygował, tak muszę powiedzieć wprost – sam scenariusz jest raczej cienki. Tzn, nie zrozumcie mnie źle – o ile tematy, chronologia i przekazy są rzeczywiście dość ciekawe i wartościowe, tak gdybym tylko dostał scenopis w swoje ręce pokreśliłbym go na czerwono kartka po kartce. Niektóre używane w nim słowa czy zwroty są albo niepotrzebne, albo niesamowicie przeterminowane. Same piosenki chociaż wykonane świetnie (brawo dla wszystkich Pań!) ogólnie też trącą cringe’m na kilometr – głównie za sprawą kiepsko napisanych zwrotek, przerzuconych na wieczne nigdy rymów itp. itd. Jestem głęboko zdziwiony, że dziewczyny na scenie wniosły tak dużo energii, że dały tak wiele siebie do poszczególnych scen czy wykonań, ponieważ według mnie tekst, którym operowały to coś z czym sam nie miałbym ochoty się mierzyć, na pewno nie bez tuzina więcej  niż kosmetycznych – poprawek. Na pewno jednak warto oddać autorce jeden honor – z minuty na minutę widać poprawę, natomiast jeśli pierwsze fragmenty (dziecięco-nastoletnie) celowo miały być takie infantylne, to zdecydowanie można to zaznaczyć w inny sposób. Swoją drogą – podsumowanie całej sztuki męskim lektorem psuje ten świetny, kobiecy, lekko feministyczny efekt – totalnie do wymiany.

Kobieta i życie to sztuka debiutów, gdyż Teatr Warsawy od kilku lat wspiera debiutantów w spełnianiu ich scenicznych marzeń. Na początku tekstu opisałem to przedstawienie jako „monodram na cztery serca” i tak właśnie możemy je sobie wyobrażać. Nie wiem jak debiutujące Panie poradziłyby sobie w sztuce „fabularnej”, natomiast w tej formie artystycznej ekspresji porwały mnie bardziej, niż chciałbym komukolwiek pozwolić. W rolach głównych wystąpiły: Kamilla Baar, Pola Dębkowska, Klaudia Janas oraz Jowita Kropiewnicka – z czego to właśnie trzy ostatnie aktorki debiutowały na scenie, podczas gdy Pani Baar (być może nieformalnie) prowadziła cały spektakl, gdyż posiada całkiem niezłe doświadczenie tak filmowe jak i teatralne. Chociaż mam swoją faworytkę, która porwała mnie swoją samoświadomością, to postanowiłem nikogo nie wyróżniać i skupić się na moich odczuciach względem całej grupy. Każda z młodych aktorek wykonała kawał dobrej roboty i potrafiła wprowadzić mnie w stan niezwykłej artystycznej hipnozy. Każda też doskonale uzupełniała swoje koleżanki, jednocześnie wnosząc sporo swojego charakteru i talentu. Jestem wprost oczarowany niektórymi choreografiami czy chociaż mam zastrzeżenia do tekstów – sposobem wykonania przewijających się przez spektakl piosenek. Czuć głębokie zaangażowanie każdej z nich, a także chęć niesienia ogromnego wsparcia scenicznym koleżankom – zwłaszcza, gdy któraś zaliczy jakieś (z reguły drobne) potknięcie na scenie. Drogie Panie Aktorki – jesteście wspaniałe osobno, jesteście cudowne jako grupa i ogromnie utalentowane. Wasz śpiew, czasami zupełnie słusznie przeistaczający się w ryk – został ze mną na dłużej, dał mi do myślenia, a przede wszystkim… dał mi do zachwytu. Zdecydowanie warto Was usłyszeć. Tempo sztuki było idealne, dzięki czemu uniknęliśmy dłużyzn i rozwlekania. Doceniam również mimikę każdej z aktorek, która dawała wrażenie (pewnie słuszne) włożenia w swoje postacie maksymalnego poziomu energii i zaangażowania. Widać to szczególnie dobrze w scenach krzyku, które według mnie – są najtrudniejszymi emocjami do zagrania. Wielokrotnie w teatrach czy nawet filmach atakował mnie nienaturalny, fałszywy wrzask – ale nie tutaj – wspomniane aktorki poradziły sobie z tym zadaniem na piątkę, dzięki czemu poszczególne sceny są naturalne i nawet jeśli miejscami przejaskrawione – to absolutnie nie bolą technicznie. Dobra robota!

Sama fabuła jest w porządku, natomiast jak już wspomniałem totalnie poprawiłbym tekst, bo taki zamysł jak „Kobieta i życie” wymaga solidniejszej formy i mniej takiego, z braku lepszego słowa „cimcirimci” w dialogach. Powtarzam to również dlatego, aby zaznaczyć, że tutaj najważniejsza jest właśnie fabuła, oraz monologi czy występy aktorek. Przekłada się to dość bezpośrednio na fakt, że grają głównie sobą i tekstem, który dostały – oprócz całkiem niezłej gry światłem i miejscami niezwykle porywającej muzyki – brakuje w recenzowanej sztuce jakiejkolwiek dekoracji. Te nie są jakoś szczególnie potrzebne, bo ich brak służy innej formie ekspresji – ale muszę to zauważyć, bo są wśród nas osoby szczególnie uczulone na teatralne dekoracje, dla których o wielkości przedstawienia świadczą właśnie doskonale wykonane apartamenty, mieszkania czy inne formy meblarskich ekspresji. I nic w tym złego, ale zaznaczam: to sztuka, praktycznie coś ala’recital, monodram na 4 osoby – który rządzi się zupełnie innymi zasadami. Co ciekawe odwrotnie jest ze strojami – dziewczyny ubrane są ciekawie, różnorodnie, emanując kobiecymi cechami, ale równocześnie skrzętnie je ukrywając. To nie rewia mody, ani konkurs bikini – to życie, niekiedy ciężkie, takie, które najlepiej przeżyć w czerwonym dresie, aby zażyć w nim chociaż odrobinę wygody. Jednakże warto zwrócić uwagę, że pojawia się trochę rekwizytów, które pasują do całości całkiem, ale to całkiem nieźle.

Kobieta i życie to sztuka wielowymiarowa, sztuka niewątpliwie ważna i niosąca przesłanie, które wielu z nas powinno zobaczyć, a nad którym niewielu z nas się zastanawia. Wreszcie to świetny debiut trójki młodych aktorek, pod okiem bardziej doświadczonej koleżanki – a także krzyk, każdej z osobna, wszystkich naraz i żadnej z nich. Dziewczyny – czekam na rozwój Waszych karier, bo jest na co czekać. Jednocześnie gratuluję Panu Jerzemu Janowi Połońskiemu ciekawej reżyserii – gratuluję dobrego oka, chociaż trudno pogodzić mi się z tym, że sztuki nie zrobiły wyłącznie kobiety. Ze swojej strony serdecznie polecam wizytę w Teatrze Warsawy/Ateneum, gdyż to niesamowita okazja, aby zmierzyć się „z czymś innym” niż kolejna średnia farsa. Kobieta i życie to obowiązkowa lekcja pokory dla Waszych synów i pewnego rodzaju wiadomość dla Waszych córek – nie są w tym strasznym życiu same.

Cena biletów oraz przykładowe daty kolejnych spektakli pojawią się tutaj, gdy tylko na stronie teatru pojawi się nowy repertuar.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: