Skip to main content

Dla moich najbliższych przyjaciół nie będzie zaskoczeniem to, że moją największą pasją i niepohamowanym zjadaczem wolnego czasu jest wrestling. WWE pochłonęło mnie całym swoim urokiem już w 2007 roku i trwa ze mną do dziś. I mówię tu o minimum 5 godzinach tygodniowo. Kiedyś próbowałem wytłumaczyć fenomen WWE w w moim ponad 5 letnim wpisie o najdłuższym serialu w dziejach ale niektórym osobom nadal trudno zrozumieć co ja w tym widzę. Chociaż np. moja dziewczyna przekonuje się do tego coraz bardziej i niektóre walki ogląda razem ze mną. Wracając do tekstu: posiadając w domu Playstation 2 naturalną konsekwencją były również gry konsolowe (wtedy jeszcze używające zupełnie innych, często bardzo różnych od siebie tytułów czy federacji), których w swoim życiu ograłem co najmniej kilkanaście. Dziś dzięki firmie CENEGA śpieszę z recenzją WWE2K20 – wrestlingowego hołdu dla najwazniejszej federacji świata WWE oraz oczywiście jej zawodnikach i co ważne zawodniczkach. Grę testowałem na konsoli Playstation 4 PRO, wspomniany tytuł jest jednak dostępny również na XONE oraz PC. Z góry zaznaczę jednak jedno: przed zameldowaniem się w ringu warto obejrzeć kilka odcinków tego niewątpliwie wspaniałego „serialu” sportowego.

WWE2K20 to bijatyka, na szczęście nie pozbawiona fabuły i trybów dla jednego gracza. W tym roku słynny Showcase skupia się na dywizji kobiet i rewolucji, która dokonała się w niej na przestrzeni ostatnich lat. Tym razem zamiast poznawać scenariusz jednej z nich, wcielimy się w skórę aż czterech bohaterek. Rewolucja jak widać ma wiele matek, poznamy więc ich historię, wspomnienia, przewidywania i weźmiemy udział w wielu mniej lub bardziej ważnych walkach. Walkach, które oczywiście wydarzyły się w ostatnich latach. Wspomniane scenariusze przeplatają się od jednej osoby do drugiej, co na pewno jest bardzo miłym urozmaiceniem. Osoby śledzące ten świat zdają sobie sprawę jak wielki przełom dokonał się w świecie damskiego sportu i z pewnością docenią fakt, że fabuła skupia się dokładnie na tym aspekcie. Czy jest ciekawa i zaskakująca? Trudno powiedzieć, gdyż odtwarza dobrze znane wydarzenia, niewątpliwą zaletą jest jednak  możliwość poznania różnych punktów widzenia głównych bohaterek, a także kulis samych przemian i ciężkich początków – przejdziemy przez najważniejsze potyczki jeszcze w NXT, inwazję na RAW, a także doświadczymy momentu w których „Diwy” na równi z mężczyznami zaczęły używać słowa „Superstar”. W grze pojawia się również tryb MyCareer, który pozwala prowadzić nam przez szczeble kariery swojego własnoręcznie skonstruowanego młodzika oraz liczne wieże zwane 2K – tutaj dostajemy zwykle serię walk dla danego zawodnika – te są albo historyczne albo hołdujące zasadzie „co by było, gdyby?”. Zadań dla samotników jest więc w WWE2K20 na dziesiątki, jeśli nie setki godzin. Z jednej strony to wielki plus, z drugiej prawda jest taka, że ringowe pojedynki trwają dość długo (myślę, że 20-30 minut na taki bardziej skomplikowany to minimum), przez co czyszczenie wież czy pojedynków fabularnych (chociaż te mają jeszcze specjalne zadania do wykonywania w trakcie) okraszone jest nutką może nie nudy, ale zmęczenia i znużenia przez co np. w 2K Towers częściej dominuje mozolne tłuczenie innych bez większego celu niż ekscytacja znana np. z serii Mortal Kombat. Krótko po premierze zadebiutował też pierwszy dodatek DLC w Halloweenowym klimacie zwany: WWE 2K20 ORIGINALS: BUMP IN THE NIGHT – wprowadzający nowe wieże grozy, dodatkowe skórki dla wrestlerów (horrorowe) czy przedmioty pomagające w walce. Tak więc na pewno jest co robić, a WWE2k20 broni się ilością contentu. Zwłaszcza, że kolejne DLC w klimacie apokalipsy już praktycznie puka do drzwi.

Tryby gry również pozytywnie zaskakują – od wspomnianych fabularnych jak Showcase, 2K Towers czy MyCareer, po rozmaite opcje singlowe z managerem programu telewizyjnego w tle. Czym byłaby jednak tego typu produkcja bez największego dania głównego – szalenie rozbudowanych trybów dla wielu graczy. A czego tu nie ma? 1:1, 2:2, 2:1, trzech na siebie, czterech na siebie, walki w klatce, walki eliminacyjne, walki z drabinami, walki na zapleczu, Royal Rumble… Jeśli oglądaliście kiedyś RAW, Smackdown! lub jakąkolwiek galę PPV to z pewnością dzięki WWE2k20 otworzycie swoją ulubioną walkę na swojej własnej konsoli. Generalnie wszyscy fani WWE będą zadowoleni i znajdą dla siebie idealne poletko do arcyciekawych walk – ja sam pewnego dnia zaprosiłem dwóch braci i sprawdziliśmy jak prezentują się potyczki na trzy pady – emocje niezapomniane.

Gra online to już jednak zupełnie inna para kaloszy – w poprzednich latach mogliśmy albo rzucić się w wir losowej potyczki, albo dość dokładnie wybrać jeden z trybów gry (np. walka na 6 osób, z drabinami, tylko kobiet) i… czekać. I sobie tak czekaliśmy, a ponieważ każda kolejna opcja rozgałęziała pewne drobiazgi do niebotycznych rozmiarów to bardzo trudno było znaleźć chętnych do wspólnej zabawy. Wyobraźcie sobie, że wprowadziliście 10 zmiennych do zasad walki – starsze części wymagały, aby osoba szukająca pojedynku miała ustawione dokładnie te same właściwości. Teraz jest zgoła inaczej, a to za sprawą lobby, które w dość prosty i przejrzysty sposób pokazuje jakie pokoje czekają na dołączenie, ile jest w nich zainteresowanych graczy, jakie są ogólne założenia samych walk. Nie wiem z jakich serwerów korzysta WWE2k20, ale chociaż jesteśmy zaledwie kwartał po premierze tak w sieci bawi się zaledwie po kilkaset osób – mam nadzieję, że nie zawyżam, spędziłem kilka minut w lobby i sprawdzałem jak zmieniają się pokoje (które znikają, gdy gracze przejdą do gry) oraz jak długo czekamy na załadowanie walki i znalezienie przeciwników – mi zajęło to ok. 4-5 minut, a warto odnotować, że wybrałem fajny i moim zdaniem popularny tryb. Polecam jednak uważać na ustawienie, które pozwala walczyć ze stworzonymi własnoręcznie zawodnikami – nigdy w życiu nie pozwólcie sobie walczyć w takim trybie. Idę o zakład, że będą tam zgliczowane i przekoksowane persony, które pokonają Was jednym szybkim ciosem – i po zabawie. Nie wiem jak podbijają swoje statystyki, ale każda postać stworzona przez innego gracza w kreatorze – jest dla Was zabójczą przeszkodą, a im więcej takich postaci tym szansa na zwycięstwo maleje do zera. Zawsze pojawia się też opcja szybkiego meczu (nie do końca rozgryzłem jak działa, zdaje się, że jest 1:1) oraz meczu dnia – te są ustawiane przez samo WWE i mają zwykle jakieś dość przyjemne zasady – np. 2:2, eliminacja, użycie przedmiotów. Same serwery działają dość sprawnie, przycięcia się zdarzają, ale to kwestia samych graczy oraz ich internetu. Niestety nie bardzo widać który dokładnie psuje innym zabawę zbyt wolnym łączem – i nie idzie go zbanować na przyszłe rozgrywki.

Grafika względem zeszłorocznej odsłony nie zawodzi, chociaż niektórzy z zawodników wydają się być mniej szczegółowi niż rok temu. Tradycyjnie najważniejsi zawodnicy są bardzo, ale to bardzo podobni do swoich realnych odpowiedników – tak w ruchach jak i wyglądzie, niemniej ci mniej popularni prezentują się dość nierówno. A przyczyną takiego stanu rzeczy jest ich „realna” szczegółowość – najlepiej prezentują się chudzi, wysocy i łysi – bo i potrzebują mniej pracy i mniejszej liczby polygonów. Ach, no i dochodzimy do tematu włosów, których 2K Games nie chce lub nie umie zrobić. Jest to dziwne o tyle, że NBA w które jakiś czas grałem zdawało się nie mieć tego problemu. Wspomniane czupryny wyglądają okropnie, są brzydkie, przypominają kikuty i układają się dziwnie nienaturalnie. Pod tym względem nie widzę poprawy od wielu, wielu lat. Pamiętam wersje włosów z 2008 roku, które prezentowały się lepiej – co prawda dzięki pewnym sztuczkom, ale jednak. O ile głównej warstwie nie można dużo zarzucić (no oprócz tych włosów) tak np. MyCareer czy 99% tworów wyplutych z edytora wygląda średnio i bardzo sztywno. To zabawne, że starusieńkie Def Jam radziło sobie z tematem stworzonych naprędce postaci mniej przypałowo. W pierwszej fazie po starcie gry internet zalały też filmiki z totalnie popsutymi grafikami – te trafiają się głównie w walkach online w których nie wyłączyliśmy zawodników stworzonych przez generator – ale to wina społeczności, która nie jest w stanie stworzyć sensownego zawodnika.

Gameplayowo WWE2K20 sporo miesza – wprowadza kilka nowych rodzajów Payback, dodatkowe wskaźniki i drobne zmiany w obłożeniu pada. O ile te wcześniejsze przyjemnie urozmaicają tegoroczną edycję o tyle przerzucenie chociażby reversali z tylnych spustów na trójkąt – jest już zbrodnią. Ani to wygodne, ani fajne, ani specjalne intuicyjne – w dodatku mam wrażenie, że same znaczniki przechwytów nie zawsze działają. W WWE2K20 gram od premiery, recenzja miała pojawić się już w październiku (szyki pokrzyżowała mi operacja i szpital), ale to dobrze, bo mogę skrytykować coś nad czym ubolewam od kilku miesięcy – twórcy prawie w ogóle nie patch’ują swojej gry, a nawet jeśli pojawiają się jakieś łatki to te praktycznie nic nie poprawiają. Błędy, które zauważyłem (lewitacje, dziwne zaplątania w ringowe liny, totalnie skopana detekcja kolizji, dziwne zachowania wrestlerów na „filmikach” w trybie Showcase) jak były tak są. Generalnie jestem zdania, że poprzednia edycja (WWE2k19) była pod każdym względem lepsza (chociaż zagrałem w nią dopiero po 10 miesiącach obecności na rynku). Mogę się mylić, bo przecież była przez wiele miesięcy naprawiana… ale wygląda na to, że tegoroczna edycja zderzyła się ze ścianą nie tylko bugów, ale i przymusu wprowadzenia powiewu świeżości. Developerzy musieli coś pozmieniać, musieli pogrzebać w kodzie gry, musieli wykazać istotne zmiany – i z tego powodu recenzenci z całego świata załamali ręce. Sam nie wiem czego mi brakuje, ale na pewno nie zmieniałbym tak drastycznie gotowych mechanizmów, starał się uniknąć błędów projektowych (w trybie fabularnym wykonujemy zadania, które są opisane nie w menu pauzy, a w dodatkowym menu zadań menu pauzy – przez co trzeba się bez sensu przeklikiwać) i trochę dłużej posiedział nad błędami, które wyskakują już przy pierwszym kontakcie. I chociaż WWE kocham całym sercem to w tym całkiem smakowitym bajzlu nie mogę wybaczyć im jednego – braku porządnego samouczka. Większość rzeczy albo musimy przeczytać w menu głównym, albo dowiedzieć się o nich w czasie przypadkowego… użycia ich. Przypadkowo nacisnęliście L1 w pobliżu ringu? Gra się pauzuje i dostajecie wyjaśnienie tego co właśnie zrobiliśmy. I niby fajnie, bo wyświetla się to zawsze przy pierwszej akcji w całej grze, a potem już nas nie niepokoi – ale jeśli chcemy wykonać faktycznie jakiś ruch, np. wyskoczyć z  ringu za pomocą suicide dive – to zachęcam do poszukiwania takiej mechaniki w dziwnie i mało sensownie stworzonej liczbie ruchów. Chociaż to i tak krok w przód, bo w poprzedniej części encyklopedia ruchów była zablokowana dopóki danego ciosu nie odblokowaliśmy. Przysięgam, że wtedy fabułę przechodziłem z odpalonym YT, aby w ogóle dowiedzieć się jak ma wyglądać dana akcja. Średnia to praktyka, szczególnie, że w pamięci mam długie, skomplikowane i zaskakująco przyjemne samouczki np. z Mortal Kombat 11 – które co prawda łamią palce stopniem trudności, ale jednak uczą podstawowych mechanik.

Niech jednak nie przyjdzie Wam do głowy, że WWE2K20 to produkt niepełny lub składający się z samych wad – totalnie tak nie jest. WWE2k20 to kolejny raz najlepsza, najbardziej obszerna i najpełniejsza gra skupiająca się na największej federacji wrestlingowej świata. WWE2k20 to godziny świetnej zabawy, to dziesiątki zawodników, trybów i aren. Gra jest również świetnie udźwiękowiona, doskonale zrealizowana i… jedyna na rynku. Bo prawda jest taka, że WWE nie ma konkurencji w świecie gier – produkcja która będąc monopolistą może sobie pozwolić na wpadki, ale która mimo wszystko przynajmniej contentowo dostarcza wszystkiego tego czego powinna. Tylko, że WWE2k20 to nie jest taka gra, w którą trzeba grać rok w rok, zwłaszcza jeśli nie interesujemy się zbyt mocno światem sportowej rozgrywki. Ale bądźmy szczerzy – taka FIFA też niewiele się zmienia, a jednak praktycznie nikomu to nie przeszkadza. Jednak jeśli tak jak ja kochacie ten kolorowy świat pro wrestlingu – nie macie innego wyboru i zainwestujecie w WWE2K20 – chociażby dla samej fabuły czy zaktualizowanego rosteru zawodników. Fani muszą w to zagrać, nowi gracze mogą, ale radocha będzie nieporównywalnie mniejsza. Świetna gra cierpiąca na schorzenia wieku dziecięcego – tylko czy to cokolwiek usprawiedliwia, skoro co roku dostajemy dokładnie to samo? Nie wiem, czekam na WWE2K21!

Grę do recenzji udostępniła mi CENEGA.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

One Comment

Zostaw komentarz: