Czasami zdarza się tak, że pewne rzeczy po prostu się dzieją. U mnie przejawiło się to tym, że Angry Video Game Nerd I & II Deluxe kupiłem w dniu premiery, z samego rana*. Nie oglądałem wcześniej zwiastunów, nie widziałem gameplayu – zobaczyłem, że wychodzi, ustawiłem sobie przypomnienie i kupiłem. W moim przypadku zadziałała pasja i sentyment – kocham 8 bitowe produkcje i wyśrubowany poziom trudności. Kocham również Jamesa Rolfe’a, który od 2004 roku prowadzi na YouTube swój kanał i z niesamowitą pasją oraz kosmicznym poczuciem humoru – recenzuje najstarsze i najbardziej „popsute” produkcje w dziejach. Nie jest to kanał dla najmłodszych, ponieważ przekleństwa, piwo czy fekalia leją się tam strumieniami, ale pomimo kloacznego humoru – gość zna się na tym co robi i odwala naprawdę fantastyczną robotę. Kilka lat temu zadebiutowała więc jego debiutancka gra, która garściami czerpie z najgorszych produkcji minionych kilku dekad. Chwilę później ukazał się sequel, a kilka dni temu kompilacja obu gier w formie jednej pozycji. Kupiłem, zagrałem, zapraszam do recenzji!
Angry Video Game Nerd I & II Deluxe to jak sama nazwa wskazuje kompilacja dwóch platformówek wydanych odpowiednio w 2013 oraz 2016 roku głównie na PC (jedynka ukazała się tez np. na mało popularne WII U). Sama kompilacja nie przynosi wielu zmian względem oryginałów – aczkolwiek autorzy chwalą się lepszą grafiką, dodatkowymi poziomami trudności i ogólnymi zmianami w użytym engine’ie.
Menu główne wita nas możliwością wyboru w którą z gier chcemy zagrać – tutaj ogólnie czeka nas duża dowolność, bo np. w pierwszej grze kolejność w jakiej przechodzimy wybrane rozdziały jest zdecydowanie dowolna.
Sam gameplay to w przeważającej większości poziomy platformowe, podczas których biegając w różnych kierunkach – pokonujemy liczne przeszkody oraz strzelamy do wrogów. Nasza postać wyposażona jest w pistolet o dużym zasięgu, a po niektórych planszach porozrzucane są dodatkowe ikony pozwalające zmienić broń na inną. Z czasem odblokowujemy również kolejne grywalne postacie (możemy zmieniać je w każdym momencie), które już na starcie różnią się czy to inną wysokością skoku czy to odmienną od standardowego bohatera mocą pistoletów (albo rodzajem strzał, np. rozpryskujących się lub odbijających od ścian). Przeciwnicy to najróżniejsze postaci znane z 8 bitowych gier Nintendo czy YouTube’owych wytworów Nerda – Ci nie są specjalnie wymagający, aczkolwiek dość często poustawiani są w wyjątkowo uprzykrzający życie sposób. Na szczęście palce Was nie rozbolą, bo Ci dają się sensownie spacyfikować 2-3 strzałami. Większy problem sprawuje budowa poziomów – te są nastawione na jak największą liczbę zgonów gracza – dziury, ognie, lasery czy klocki, których dotknięcie powoduje natychmiastową śmierć – tych mamy tutaj dziesiątki, czasami rozstawionych wyjątkowo ciasno i nieprzyjemnie. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie można grze zarzucić tego, iż próbuje nas oszukać – jeśli umieramy to jedynie z winy małej gibkości własnych palców lub przecenienia własnych możliwości. Trochę inaczej ma się kwestia bossów – ruchów tych niemilców idzie nauczyć się na pamięć i w 5-10 próbach pokonać praktycznie każdego – ale pojedynki z nimi charakteryzują się przed wszystkim okrutnym tempem i dla niewprawionego oka – także pewną losowością. Na szczęście każda śmierć równa się także natychmiastowemu załadowaniu checkpointa, a ponieważ te rozstawione zostały generalnie bardzo fair – powtarzanie niektórych fragmentów frustruje znacznie mniej niż mogłoby się wydawać. W walce o nasze postępy pomagają również liczne power upy, dodatkowe życia (tutaj rozsiane jako butelki piwa) czy nawet cale „kegi złotego trunku”, które odnawiają pełne paski energii. Część druga nie różni się od pierwszej jakoś bardzo, tym bardziej, że „remastery” potraktowane zostały dość równo i właściwie poza odmienną mapą (hubem startowym) gra się w nie prawie identycznie. Dwójka jest co prawda zauważalnie trudniejsza (bossy to jakieś kosmicznie losowe nieporozumienie), ale po 10-20 próbach idzie ich pokonać.
Grafika nawiązuje do najważniejszych 8 bitowych produkcji, a także największych klisz w nich zawartych – mamy śliskie poziomy lodowe, piekło, bezsensownie zaprojektowaną przyszłość pełną motywów sci-fi (w której z jakiegoś powodu rządzą latające gluty), mroczne plansze bazujące na Castlevanii czy wnętrza wulkanu. Plansze są jednak dość przejrzyste, a artyści naprawdę dali z siebie wszystko i jeśli kochamy tego typu produkcje lub nostalgiczne podróże z James’em – poczujemy się jak w domu.
Muzyka miejscami jest trochę za głośna (zwłaszcza od razu po włączeniu gry), ale dobrana została doskonale, zresztą w imię schematów z lat 80-90. „Piski” idealnie pasują do tego co widzimy na ekranie – jak wulkan to obowiązkowe „tudu tudu” jak z Super Maria (np. z 1-4), a jeśli las to przyjemne dum-dum, które nastraja bardzo radośnie.
Angry Video Game Nerd I & II Deluxe to produkt przede wszystkim dla fanów nostalgii oraz YouTube’owego kanału Cinemassacre, ale też do ludzi uwielbiających hardcorowe poziomy trudności, pixeloze i dobry, czarny humor. Wspomnianą grę nabędziecie na PlayStation 4, Nintendo Switch, Microsoft Windows, Linux, Mac OS, Xbox One. Ja grałem na Playstation 4 PRO i obeszło się bez jakichkolwiek problemów. W chwili opublikowania tego tekstu gra kosztuje ok. 15$ na każdej z platform.
*Warto wspomnieć, że napisałem tą recenzję od razu z chwilą przejścia obu gier dostępnych w tym pakiecie. Niestety z różnych powodów sama publikacja musiała poczekać. Tak czy siak – witam po przerwie 🙂 Mam nadzieję, że blog znowu będzie działał na stałe.