Skip to main content

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się nad tym, czy dobry thriller lub horror da się bezboleśnie przenieść na deski teatralne – to z całą pewnością nie jesteście sami. Ja natomiast już kilka tygodni temu zrecenzowałem jedną z takich sztuk, którą zresztą wystawił ten sam teatr – Kwadrat. Wrócę przed północą, której recenzję serdecznie polecam możecie przeczytać pod linkiem, jak mają się sprawy z dzisiejszym tytułem? Tym razem przyszedł czas na thriller i to nie byle jaki, bo napisany przez samego mistrza strachu Stephena Kinga. Jak z tym tekstem poradził sobie wspomniany już Teatr Kwadrat? Szczegóły poniżej – miłego czytania!

Misery opowiada o wypadku samochodowym pewnego pisarza, który budzi się prawie całkowicie połamany w domu sympatycznej pielęgniarki. Wiejskie drogi odcięła burza śnieżna, telefony zdają się nie działać. Z pozoru normalna kobieta zaczyna jednak uzurpować coraz większe prawa do mężczyzny – gdyż jak sama siebie określa – jest jego największą fanką.

W rolach głównych wystąpili: Ewa Wencel, Piotr Polk, Marcin Piętowski. Z góry wiem co niektórzy mogli pomyśleć – to dobrzy, ale generalnie bardzo spokojni aktorzy, którzy nijak nie kojarzą się z przemocą, strachem, negatywnymi emocjami czy atmosferą zaszczucia. Jak więc poradzili sobie w tak nietypowych rolach? Otwarcie powiem, że cała trójka zagrała bardzo klimatycznie, profesjonalnie i w przysłowiowy „punkt”, ale też trochę za bardzo zachowawczo. Pani Ewa zawsze wydawała mi się kobietą szalenie delikatną, przez co w Misery nie wszystko „kupiłem” na 100%. Jej ogólne usposobienie i to, że jest raczej szczupła i niska trochę nie współgrała mi z filmowym odpowiednikiem granym przez Kathy Bates. Może w tym jednak siła tej interpretacji – w uciekaniu od schematów. Panowie Polk i Piętowski doskonale dotrzymywali kroku i chociaż ten pierwszy nagrał się zdecydowanie dłużej – cała trójka trzymała bardzo równy poziom i nie czas oceniać długości ich występu. Po prostu każde z nich w prosty, ale właściwy sposób odegrało swoją role. Najważniejsze jest jednak to, że własnie dzięki temu czułem autentyczny niepokój i przerażenie – nawet pomimo tego, że znam materiał źródłowy, mało tego – że jestem wielkim fanem tak filmu jak i książki.

Jeśli chodzi o scenariusz to moim zdaniem tekst przełożony został dość wiernie, w dodatku (jak na teatr) całkiem sprawnie udało się potęgować narastające napięcie. Odrobinę bolało mnie tempo akcji, gdyż było niestety zbyt rozwleczone (Misery Kwadratu trwa tyle samo co film z 1990 roku, a wiadomo, że tam ujęć i akcji jest po prostu więcej i są bardziej różnorodne), przez co ze dwa razy spojrzałem na zegarek. Nie oznacza to jednak, że sama historia jest zła, lub broń boże nudna. Ta jest wciągająca, mocno nakreślająca charaktery postaci i do pewnego momentu mocno nieoczywista. To wielki plus, bo to jednak dość trudny tekst, który trzeba odegrać emocjami, trudny szczególnie na teatr, gdzie bardzo łatwo zburzyć cały nastrój.

Dekoracje to podstawowe minimum, ale spełniają swoją rolę. Musicie wiedzieć, że cały spektakl wystawiany jest na Scenie Kameralnej, która jest parokrotnie mniejsza od głównej. Z tego powodu widownia podzielona została na dwa sektory, które siedzą twarzami do siebie (akcja rozgrywa się na środku sali). Zbędny natłok scenografii skutecznie utrudniłby śledzenie akcji którejś ze stron, ale na szczęście dzięki sprytnemu rozmieszczeniu wszystkich mebli nic takiego się nie zdarza. A co dostajemy? Pokój z łóżkiem i stolikiem w którym dzieje się główna część akcji oraz kuchnię. Jest kilka ścian, przyborów, pamiątek. drobiazgów. Moim zdaniem wszystko jest na swoim miejscu i w doskonały sposób buduje atmosferę szaleństwa, odcięcia od świata, a nawet… mroźnej zimy.

Mała sala ma swoje niezaprzeczalne plusy: po pierwsze i najważniejsze siedzimy bliżej całek akcji, dzięki czemu nic nam w Misery nie ucieknie. Wszystko widać jak na dłoni, a aktorzy przechadzają się spektakularnie blisko widza. To zawsze dodatkowy teatro-umilacz, bo dzięki temu czujemy się częścią sztuki, bardziej się z nią integrujemy. Z tego samego powodu w opisywanym przedstawieniu nie ma problemów z dźwiękiem, który jest dobrze słyszalny z każdego miejsca na sali. Co prawda głos Pani Ewy Wencel mógłby czasami być o pół tonu głośniejszy, ale to już chyba kwestia samej postaci i tego jak powinna być zagrana niż czyjakolwiek wina. Trzeba też pamiętać, że gdy scena jest na środku, a widzowie z dwóch przeciwległych stron – niektóre dialogi usłyszymy „plecami” do nas. Taki już urok tego typu ustawień.

O Misery trudno powiedzieć coś więcej – to dobra, ciekawa, może odrobinę za długa – sztuka trzech aktorów. Wiele się w niej nie dzieje, sporo w niej pauz i zbędnych przedłużaczy, ale to również sztuka, która zostaje w głowie na trochę dłużej. Obsada jest fantastyczna, Sala Kameralna urocza, a wspomniana interpretacja nieśmiertelnego Stephena Kinga nie budzi moich zastrzeżeń. Bilety na Misery w cenie od 60zł do 80zł kupicie w kasie Teatru Kwadrat, albo przez ich stronę internetową o tutaj.  Spektakl grany jest non-stop od 2017 roku, a kolejne daty w które możecie go zobaczyć przypadają np. 23 kwietnia czy 13 i 14 maja. Ja ze swojej strony bardzo polecam! Więcej horrorów/thrillerów poproszę!

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: