Skip to main content

Prawdopodobnie byliście kiedyś na randce. Wiecie, wyjście z drugim człowiekiem, które ma na celu generalnie zbliżyć Was do siebie, lepiej się poznać. Czasami była to restauracja, czasami spacer. Na pewno dostaliście kwiatka, lub podchodząc do staruszki na ulicy – kupiliście chociaż jednego. Nie będę Was uczył jak chodzić na randki, powiem odwrotnie. Jak nie chodzić. Moja Przyjaciółka Narkolepsja dołoży całkiem spory kawałek przemyśleń z oczu kobiety, opowiadając o swoich randkowych przygodach. Czeka Was długi post, ponieważ nie tylko My dzielimy się z Wami  naszymi przemyśleniami. Poprosiliśmy też kilka dodatkowych osób, o relacje jak podoba im się szybkie randkowanie za pomocą aplikacji mobilnych. Post jest też wybitnie skrajny, ponieważ przedstawione tu opinie między częścią moją a Pauliny bywają nie tylko sprzeczne, ale niekiedy kompletnie burzące się. Bo każdy człowiek jest inny. Dlatego nie traktujcie tego jako całości, a raczej jako dwa posty złożone razem, ponieważ nie czytaliśmy swoich tekstów przed opublikowaniem – po prostu je zamieściliśmy. Ruszamy! – ale zanim to zrobimy nie zapomnijcie dać mi follow na Twitterze.

Jakiś czas temu, oczywiście do testów. Postanowiłem założyć konta na kilku portalach oraz zainstalować Tindera w komórce, logowałem się na wszystkie z nich codziennie przez kilkanaście dni.

Postawię sprawę jasno, podałem prawdziwe dane, wagę, wzrost i zainteresowania. Wrzuciłem zwykłe zdjęcie, takie jakie mam na avatarze. Wiem, że specjalnie ciekawy nie jestem i z góry zaznaczę, w razie późniejszych hejtów – że mój wygląd, ciało czy upodobania również doskonałe nie są. Mam tego świadomość, po prostu postawiłem na prawdę, nic innego. Zaznaczę tutaj jeszcze jeden ważny szczegół – nie podejmowałem akcji, do nikogo nie pisałem, nikogo nie zaczepiałem powyżej wymogu „systemowego” portali randkowych. I tak to trwało.

Same portale randkowe vs. takie aplikacje jak Tinder to niebo a ziemia. Większość z tych przez www, na których się logowałem była płatna. Oczywiscie, konto jest za darmo, ale bez specjalnych funkcji premium wcale Cię nie widać, pojawiają się limity. dzienna ilość wiadomości, dzienna ilość dopasowań (jakaś taka forma ruletki, musi Ci się ktoś podobać, a Ty jemu, wtedy można dopiero pisać między sobą). Oczywiście wystawianie ocen do zdjęć, zdobywanie poziomów najlepszego ciacha czy tracenie ich, aż do brzydala, który powinien nakryć się workiem cementu jest na porządku dziennym i bywa obowiązkowe.

Jeśli chodzi o moją obserwację, z pozycji mężczyzny, w dodatku takiego, który jak już wspomniałem, po prostu się loguje – jest dramat. Pojawiały się co prawda jakieś wybierające mnie kobiety, ale żadna się nie odezwała. Dodawały mnie do jakichś swoich „adopcji” czy innych tego typu okienek w serwisach, ale przebiegle milczały. Nie jestem broń boże obrażony, bo nie miałem zamiaru tam nikogo poznać, ale tak właśnie jest. Rozmowy z innymi ludźmi, którzy mają konta w takich miejscach, utwierdziła mnie w jednym przekonaniu – popularne są tylko konta kobiet z ładnych zdjęciem. I są oblegane przez obleśnych i prostackich facetów. Kobiety dostają po 50 wiadomości dziennie, dlatego nie muszą ich wysyłać. Męska desperacja czy mało śmieszne żarty? Kto to wie.

Przyznam się do czegoś – byłem swojego czasu na randkach z internetu. Przyznam się do czegoś innego – poznałem w ten sposób całkiem sporo osób. I kolejną ważną rzeczą jest kłamstwo. Otóż większość (nie wszystkie na pewno) kobiet, to zakłamane, grube i wyjątkowo słabe paszczury. Ja rozumiem, że brzydkim człowiekiem sobie wolno być, zakazu nie ma, ale profile są układane w taki sposób, a zdjęcia kadrowane pod takim kątem, aby nie było widać, że dziewczyna na śniadanie zjadła grzanki z całym tosterem. Ja postawiłem na szczerość i nic, one na kłamstwo i jest rwanie. Ludzie nie lubią prawdy?

Przypomina mi się sytuacja z jednej z randek. Dziewczyna jak marzenie, z opisu idealna, z rozmowy telefonicznej naprawdę jest kobietą. Mogłem zwrócić uwagę na jej desperację, bo chciała się zobaczyć „na już”, chociaż była 21:00 i to jesienią. Spotkać w ten sposób się nie mogłem, umówiliśmy się dnia następnego. Jadąc dzwoniła do mnie z tramwaju, miłość rosła z każdą chwilą. Siedzę na ławce, czekam, jest. No i poszedłem na randkę z najgrubszą osobą, jaką widziałem na świecie. Dosłownie przysłoniła mi cały świat. Nie miejcie o mnie gorszego zdania niż macie, ale włączył mi się Al Bundy. Dowcipy o grubych babach wirowały w moim umyśle z szybkością samochodów na torze wyścigowym. I ja nic nie mam do ludzi większych, mniejszych czy takich bez nogi – jest mi to obojętne. Ale umówiłem się przecież z kimś zupełnie innym. No i dowcipy przejmują nade mną kontrolę i jedyne o czym świadomie myslę to jak ze spotkania uciec. Niestety byłem wtedy jeszcze mięczakiem i dałem jej szansę. Rozmowa się nie klei, chociaż jej to widocznie nie przeszkadza. Widzimy się pierwszy raz, a głównym tematem jest jedzenie. Wielorybica obiecuje czego to mi nie ugotuje, jak to mnie nie rozpieści. Czasami wtrąca „lubię konie”, a mój wewnętrzny sprzedawca butów odpyskuje „Chyba jeść!”. Serio, nigdy nic takiego mi się nie zdarzyło. Im dalej idziemy tym więcej mówi, kiedy zobaczyła, że jedzenie nie działa, to chciała mnie kupić. „Tata jest kimś waznym, załatwi Ci ładne rzeczy” „mam wielki telewizor” „domek gdzieś tam”. Działać to na mnie nie działało, ale skutecznie rodziło celne riposty i straszliwą pogardę. Apogeum nieszczęścia osiągnąłem w momencie, gdy przechodziliśmy przez ulicę i nadjeżdzał samochód, a ta ślamazara z gracją czołgu starała się pokonać pasy. Zamroczony sam nie wiem czym postanowiłem pchnąć ją delikatnie do przodu, bo jeszcze facet sobie o nią rozwali auto i będą problemy. I nie pchnąłem jej, to byłoby za łatwe. Moja reka zanurzyła się w jej miękkich plecach tak głęboko, że gdzieś tam na końcu poczułem jej kości. Nie jestem chudy, nie oszukujmy się. Ale przemacałem teraz swoje plecy i są normalne,  nie można tam włożyć ręki!. Więc doprowadziłem sprawę do końca, pożegnałem się i poszedłem. Nie odezwałem się więcej, ok, może to brzydkie, ale czasami tak trzeba. I wiecie co? Tydzień później przyjaciółka tej dziewczyny zaczęła mnie nękać, że tak jej się spodobałem, że ona taka smutna i czy spotkam się z nią jeszcze raz, bo inaczej ona się pewnie zabije. Cóż, nie spotkałem się już z nią i nie sądzę, aby zrobiła sobie krzywdę. Nie słyszałem w tamtym okresie, aby kopali na cmentarzu basen i opuszczali trumne dźwigiem.

I nie jestem grubofobem, nienienie. Znam ludzi o różnych rozmiarach no i lubię trochę ciałka – ale zostałem oszukany. Portale randowe mają dostarczać nam produkt, którym na własne życzenie się stajemy. I ja z tej półki sobie wybieram. Oczywiście w każdej paczce czipsów większość to powietrze, ale na pewno mnie rozumiecie. Człowiek to człowiek, istota podobno rozumna, świadoma. A może ktoś lubi 200kg dziewczyny? To czemu fałszując zdjęcia umawiacie się z tymi facetami, co lubią chude?

Jeszcze inną oazą randkową jest Twitter. Tutaj postaram się być grzeczniejszy, ponieważ 90% z Was właśnie czyta ten tekst z linka w tym serwisie. Twitter pozwala poznać osoby wartościowe, osoby zajmujące się czymś ciekawym, bo przecież czytamy kogo chcemy i piszemy o czym chcemy. Wszystko dzieje się naturalniej, bo nikt tam nie szuka miłości, spotkania są grupowe, mam na myśli tak zwane Tweetupy czyli wspólne piwo. Coś pięknego. Jednak – o ile ludzie są tam cudowni to też mają tendencję do fałszowania zdjęć. Wiem, każdy chce wyglądać lepiej, każdy robi 10 zdjęć i wybiera lepszy profil. Ale bywało tak, że poznawałem osobę, której nie mogłem skojarzyć – tak wielkie różnice są między „na żywo” a „avatarem”. Czemu pokazujemy swoją duszę wrzucając przemyślenia na rozmaite tematy, często, nawet bardzo często, poddawane surowej ocenie innych – a wstydzimy się własnego wyglądu? Tak czy siak, Twitter wydaje mi się z pozycji faceta najlepszym serwisem randkowym, ponieważ ludzie trzymają poziom i wszystko przychodzi naturalniej i zabawniej. Spotkania z ludźmi są bardziej spontaniczne, trzymające poziom i zdecydowanie prostsze – bo chodzi tylko o znajomość nie romans. Ale można kulturalnie poznać nowych ludzi i być może coś z tego wyjdzie. Jakiś czas temu nawet się przez Twittera zupełnie przypadkowo oświadczyłem i bardzo chwalę tę sytuację, bo lubię tą znajomość i dobrze się nam rozmawia.

Tinder to taka fajna zabawka do poznawania nowych ludzi, przynajmniej w teorii. Dla mnie jest to raczej nudny sposób na pooglądanie zdjęć dziewczyn w okolicy. Według badań ludzie średnio po 14 dniach porzucają go już na zawsze, oczywiście badania przeprowadzono w ameryce, gdzie społeczeństwo nudzi się szybciej, ale jesteśmy w Europie. Więc tutaj się nie wypowiem ja, w tym miejscu zaproszę do urządzenia małego chaosu ludzi, którzy nadesłali mi swoje wrażenia z używania aplikacji mobilnych. Treści prawie nie edytowałem, chyba, że wpadł mi w oko jakiś bardzo szokujący błąd, lub ktoś wyszedł poza temat. Chociaż też nie, bo Michała przepuściłem, a mówi trochę o czymś innym niż Tinder.

Olga czyli @duzeoczy

Tindera używam w różnych sytuacjach, włączam go zwykle podczas sprawdzania reszty społecznościówek i przy okazji, w ramach zabawy, przeglądam osoby potencjalnie mieszczące się w moim targecie. Tinder to taka forma zabawy, nie traktuję tego poważnie – żeby mnie zaciągnąć na spotkanie w realu trzeba się nieźle wysilić, a i wtedy różnie wychodzi. Raz chłopak, który wydawał się bardzo kulturalny, okazał się strasznym bucem, innym razem obcokrajowiec, który wydawał się bardzo bezpośredni i nastawiony na zabawę, okazał się mega fajnym gościem i spotkaliśmy się w sumie 3 razy. Tinder trochę podbudowuje poczucie atrakcyjności, chociaż jest to bardzo powierzchowne – w internecie każdy może wstawić jakiekolwiek zdjęcie, niekoniecznie odwzorujące rzeczywistość. Poza tym można niezobowiązująco pogadać, poflirtować, czasem się spotkać z kimś interesującym, ale też poćwiczyć języki obce. Oczywiście pełno tam ludzi szukających jednorazowego tourneé i po prostu buraków, ale to jak wszędzie. Niestety przez to utwierdzam się w przekonaniu, że coraz ciężej o normalnych facetów, więc zostaje tylko zabawa i dystansowanie się do tego wszystkiego.

Kamila czyli @camilapolonia

Co do Tindera to staram sie go używac ale strasznie wieje nuda (w Polsce !;p) malo kto tu jest a nawet jak juz jest to chyba tylko zalozył konto i nigdy sie nie loguje. Gadalam z 3 panami, dwoch po ok godzinie zaproponowało penetracje  z jednym pisze do teraz, ale oczywiscie w czysto przyjacielskich zamiarach. (jestem tam od ok miesiaca) co do badoo…. jestem tam od 6 lat, w polsce straszne chuje sa na tym portalu, poznalam jednego faceta z pobliskiego miasta, spotkalismy sie raz… ale „chemia” nie byla wystarczajaca nawet na przyjaciol.. takze na facebooku czasem cos zagadamy ale to tyle.. dziwi mnie roznica w porownaniu z hiszpania, tam siedzialam na badoo wiecej niz na fejsie, twitterze, youtubie i wszystkim innym razem, idac spac, po odpisaniu wszystkim ok polnocy, rano potrafilam miec juz spowrotem nawet do 600 nowych mezczyzn, poznalam tam wiele ludzi, ktorzy do teraz sa moimi przyjaciomi, znajomymi, rowniez nie obylo sie bez historii czysto seksualnych ale planowalam glownie poznanie znajomych, no i tam tez poznalam swojego chlopaka. mimo tego ze zastrzegalam sobie na profilu ze nie szukam seksu ani zwiazkow. 

Michał czyli @Visthar

Dobra, postawmy sprawę prosto. Nie jestem liderem w dziedzinie „wiedza o aplikacjach randkowych”, jednakże trochę ich już przetestowałem. Nie wiem w sumie czy to dobrze czy źle o mnie świadczy, jednakże zazwyczaj – bez jakiegokolwiek efektu. Mam jednak pewne grono znajomych którzy właśnie przez takie „tałatajstwo” się zapoznali, a teraz są szczęśliwą parą, baa, niektórzy nawet po ślubie. Ale na temat. Aplikacje z którymi miałem chyba największą styczność to Badoo, Sympatia oraz aktualnie „superpopularny” Tinder. Słów kilka. Badoo jest aplikacją podpiętą bezpośrednio do portalu. Zasada jej działania jest prosta jak konstrukcja cepa – dodajesz zdjęcia, dajesz „lubię” albo „nie lubię”, i – jeśli druga osoba również Cię polubiła – dostajesz o tym powiadomienie. No i w sumie na tym się kończy, możesz pogadać albo olać sprawę, nie licz jednak na to że ktokolwiek odezwie się do Ciebie. Nie tak dawno temu dodany został również motyw „anonimowego chata”, gadasz z daną osobą przez bodajże 3 minuty, po tym czasie widzicie swoje zdjęcia. Jak sobie podpasujecie – hip hip hurra, gadacie dalej. Jak nie to nie. Cała zabawa opiera się mniej-więcej na tym samym co Tinder. Do zalet można zaliczyć łatwość nawiązywania kontaktów oraz dość dużą ilość zmiennych dla potencjalnej „wybranki”. W kwestii wad natomiast cóż… jak w każdym portalu randkowym – panie kochane, „dziubki” mało kogo jarają. Wypięte klaty to raczej na portalach erotycznych, nie stricte randkowych, chyba że szukacie partnera na jedną noc. A dodatkowo – czy Was naprawdę tak ręce bolą żeby cokolwiek o sobie napisać? Parodia. Sympatia – platforma bazowa to Sympatia Onetowa, portal dość dobrze znany. Aplikacja nie zmienia w zasadzie nic, daje po prostu mobilny dostęp do konta. Jeśli nie masz konta premium to dużo nie zdziałasz – limit jednej wiadomości dziennie to istna paranoja. Jednakże jeśli masz konto premium – gigantyczne możliwości stoją przed Tobą otworem. Tinder – nowa platforma komórkowa. Nie będę ukrywał, na początku fascynacja – później gorzki zawód. Platforma która ma być randkowa i ma dawać jakiekolwiek, bo ja wiem, nadzieje na „podboje miłosne” stała się dla mnie turniejem w przesuwaniu. Lubisz – przesuń w prawo. Nie lubisz – przesuń w lewo. No i robimy zawody – ile „posuniesz” w ciągu minuty? Na tym to się w pewnym momencie zaczęło opierać, niestety. Fajne wykonanie, szczytna idea… ale na dłuższą metę dość bez sensu, zbyt „łatwe” toto. Na pierwszy rzut oka rzekłbym wręcz że ktoś od kogoś musiał zgapić pomysł, nie mogę tylko stwierdzić – Badoo od Tindera czy na odwrót ?

Oktawia czyli @osuemi

Tinder jest okropna aplikacja uwazajaca ze tylko wygląd się liczy a cala reszta jest tylko fajnym dodatkiem. Z własnego doświadczenia gdy dostaje wiadomości od facetów to oferują mi tylko przygodny seks. Jeśli jest jakaś dziewczyna ktora poznała Fajnego faceta to tylko jej zazdroszcze. 😀

Kasia czyli @kkozłowska2707

Muszę przyznać, że dość sceptycznie podeszłam do Tindera, pomyślałam, że kliknę kilka razy w któryś guzik i wywalę cholerstwo, bo w zasadzie „po co mi to?”, tym bardziej, że w sieci spotkałam się w zasadzie tylko z opiniami, że tam ludzie to tylko szukają kogoś na jedną noc i nic więcej. Stwierdziłam jednak, że spróbuję to sprawdzić z czystej ciekawości i pierwsze co wywnioskowałam to, że z Tindera korzystają chyba w większości ludzie z dużych miast (np. Warszawa czy Kraków), bo po ustawieniu kilkunastu km pojawiło mi się kilka osób i koniec. Zostałam tam kolejny i kolejny dzień i muszę przyznać, że można „znaleźć” kogoś z kim można, można na luzie pogadać, bez żadnych podtekstów, tak po prostu, o zainteresowaniach, czy ogólnie o „życiu”. W zasadzie nic złego, na apkę nie mogę powiedzieć, daję jej lajka :P, jednak wydaje mi się, że w pewnym momencie Tinder gdzieś się „kończy”, chyba jak się wyklika wszystkie możliwe osoby. I w sumie z tym się zgadza moja koleżanka. Ona tak sobie kliknęła, że jej znajomość z pewnym chłopakiem dość szybko się rozwinęła, połączyły ich wspólne zainteresowania i muzyka. Nawet tak się jej udało, że on jest z naszego miasta, więc kilka razy się spotkali, póki co wszystko jest okej, mają o czym rozmawiać, ona sama przyznała, , że dobrze się czuje w jego towarzystwie, więc może coś z tego wyniknie. Także jak widać, można poznać kogoś z jakąś tam dłuższą perspektywą niż jedna noc 🙂

 Tak więc jestem zdania, że:

a) Większość portali jest płatna i strasznie naciągają za najprostrze promowanie
b) Większość kobiet (facetów pewnie też) to oszustki jeśli chodzi o podawanie faktów o sobie i robienie zdjęć
c) Portale randkowe są dosłownie zarzygane przez zdesperowanych samców, którzy wysyłają do kobiet naprawdę przerażające wiadomości i pewnie wysyłają to do całych grup, aby coś „ustrzelić” – przez co cichy facet, który zakłada konto nie ma możliwości doczekania się jakiegokolwiek kontaktu „tak sobie”. Trzeba atakować, a najpewniej jakoś wymyślnie.

A teraz znana z twittera Paulina czyli Narkolepsja o portalach randkowych z perspektywy kobiety.

Od 14 roku życia pozostawałam w trwałych, długich związkach. Najdłuższa przerwa między tymi związkami wynosiła 3 miesiące, więc o byciu singlem wiedziałam tyle, co nic. Niespełna rok temu, w październiku zostałam singielką na dłużej. Nic nie wiedziałam o życiu w pojedynkę. Byłam świeżo po wyprowadzce od chłopaka.

Od listopada mam konto na popularnym serwisie randkowym. Gdy myślę „randka” widzę dwie osoby w dowolnych okolicznościach przyrody cieszących się swoim towarzystwem. W swoim życiu zaliczyłam już chyba każdą możliwą popularną miejscówkę – kawiarnie, zoo, kino, park, klub, klubokawiarnia. Nawet na transmisjach meczów bywałam, mimo, że nie na stadionie. Najpopularniejsza? Chodźmy na piwo/drinka. Na to nie narzekam, bo akurat piwo lubię.

Zapewne zastanawiacie się z iloma facetami z neta się umówiłam. Hm, to złożone pytanie. Bo należy tu rozróżnić facetów z serwisu randkowego, z Twittera i z Tindera. Z serwisu – będzie pewnie z dziesięciu. Z Twittera – dwóch. Z Tindera – z jednym. Z iloma pisałam lub flirtowałam? Straciłam rachubę. Poza tym dochodzą faceci z klubu/z tramwaju/z kawiarni – sporo tego.

Rok temu nie wiedziałam jak pozbyć się natręta w klubie. Dziś potrafię z kamienną twarzą powiedzieć mu do ucha, że mnie nie zaliczy i żeby nie tracił czasu. Praktyka i asertywność. Bo z płcią przeciwną trzeba bardzo prosto i szybko – nie to nie, a tak to tak. Koniec dyskusji.

Parę lat temu dla jaj założyłam sobie konto na Sympatii. Nie byłam szczególnie popularna. Na Badoo nigdy się nie logowałam, przyznaję bez bicia. Ale kiedy zostałam singielką, skusiła mnie przyjazna formuła serwisu ZaadoptujFaceta. Jest tam ładnie i fajnie. No i zostałam. Teraz wręcz czuję się jak jedna z weteranek. Widzę jak znikają i wracają osoby, z którymi się umówiłam lub z którymi rozmawiałam. Jestem jedną z tych twarzy, które są tam zawsze. Może to trochę żenujące, bo wychodzi na to, że to właśnie ta grupa nie potrafi nikogo sobie dobrać.

Jak funkcjonuje serwis? ZaadoptujFaceta jest francuskim serwisem randkowym. Dziewczyny są tam zdecydowanie górą. Wszystkie opcje są bezpłatne. Chłopak może wysłać dziennie 10 zauroczeń. Jeśli dziewczyna zaakceptuje takie zauroczenie – możliwa staje się rozmowa. Na profilu dodaje się zdjęcia, opis i „listę zakupów”- określamy kogo właściwie szukamy. Dodatkowo panowie określają na jak długo szukają dziewczyny- jednonocna przygoda, fuckfriends czy też poważniejszy związek. Ponieważ cały serwis jest zorganizowany wg hasła „supermarket z facetami” dziewczyny mogą dodawać wybranych chłopaków do swojego „wirtualnego koszyka”. Kiedyś był chyba jeszcze jakiś kalendarz randek, ale nigdy z tego nie korzystałam i nie umiem tego dzisiaj znaleźć. Swoją drogą, na randce z chłopakiem z Tindera, który spędził ostatnie parę lat w Marsylii, dowiedziałam się, że Francuzki – odwrotnie niż Polki – bardzo często korzystają z opcji koszyka. Mi wydaje się ona dość uprzedmiotawiająca, więc po prostu z niej nie korzystam. Może w ramach eksperymentu zrobię to w najbliższym czasie i zamelduję o wynikach. Poza koszykiem dziewczyny mogą na 24 godziny rezerwować wybranego chłopaka. To czasowo uniemożliwia całej reszcie kontakt z nim.

Jestem dość wybredna jeśli chodzi o potencjalnego partnera. Po wszystkim, co mi się do tej pory przydarzyło w życiu uczuciowym, moja dewiza brzmi „zero kompromisów”. Więc przeprowadzam ostrą selekcję. Pierwsze wrażenie to wygląd. I tu dochodzimy do wagi zdjęć profilowych. Nie da się przecenić wartości dobrych profilowych oraz całej reszty, które wrzucamy na profil. Miałam już cztery fotki główne na ZF. Kiedy wrzuciłam trzecią, która była niewątpliwie atrakcyjniejsza od dwóch poprzednich, moja popularność wystrzeliła w górę. Faceci, do których w normalnych warunkach sama nigdy bym nie napisała (bo głupio uważałam, że to nie moja liga – magia dobrego profilowego) zaczęli mnie zaczepiać sami z siebie. Zostałam dosłownie zasypana wiadomościami i zaproszeniami na randki. Z większości nie skorzystałam, i chwała nieistniejącemu bogu. Więc panie i panowie, punkt nr jeden – zróbcie sobie dobre zdjęcia. Ludzie są próżni. Wg badań przytaczanych przez Wojciszke, ludzie dążą do maksymalizacji atrakcyjności partnera. Zgrywa się to jednak z popytem/podażą i wychodzi na to, że przeważnie dobierają się w pary o podobnej atrakcyjności. Więc im atrakcyjniejszą fotkę wrzucicie, tym większa szansa, że odpisze Wam ten/ta, których stalkujecie :).

Po zaakceptowaniu wyglądu patrzę na opis kandydata. Czy umie pisać zdania złożone? Czy robi coś ciekawego w życiu czy tylko odklepuje godziny w znienawidzonym korpo? Czy czyta/ogląda/gra? Czy ma jakieś zainteresowania? No i tu dochodzimy do standardowych oznak biedy mentalnej. Ciężko mi właściwie dokładnie scharakteryzować czym jest bieda mentalna. Jest to chyba przekonanie, że jest się inteligentniejszym niż się jest w rzeczywistości i jednoczesne bycie megażenującym. Cebulandia, plastikowe miski, syf w domu i smażenie kotletów na patelni po naleśnikach. Chyba to jest najdokładniejsza definicja. Jak wykryć biedę mentalną jeszcze przed randką? Jak uniknąć spotkania z takim jegomościem?

Po pierwsze: upewnij się, że nie ma nigdzie cytatów z „Małego Księcia” i z „Forest Gump”. Jeśli ma inne, które Ci nie przeszkadzają, to spoko, najwyraźniej dopasujecie się intelektem. Bardzo niewiele cytatów mi leży, może taka moja natura. Kolejna wyraźna oznaka biedy, to wpis „ambitne” a rubryce kino. Bo przeważnie oznacza to, że typ obejrzał „Fight Club” i „Requiem dla snu” i już czuje się wielkim specem.

Koniec końców wszystko da się sprawdzić na spotkaniu twarzą w twarz. Ja trafiłam na kilku naprawdę świetnych gości, ale również na stalkera, zrzędę, nudziarza i na socjopatę. Więc niezależnie od tego jak atrakcyjny wydaje nam się wybranek, wszystko wyjdzie w ciągu dwóch pierwszych randek. I to jest właśnie ten moment, w którym ja zazwyczaj daję kosza facetom.

Aha, nie zdziwcie się jeśli Wasza randka okaże się gruba lub łysa. Nawet jeśli na zdjęciach była to bliźniaczka Audrey Hepburn lub młodszy brat Jareda Leto. Może też okazać się nudziarzem lub obleśnym zwyrolem.

Z Tindera korzystam od paru tygodni. Zasada dokładnie taka sama, a może nawet jeszcze prostsza niż ZF. Tutaj jeszcze mocniej podkreślona jest wzajemna atrakcyjność, ponieważ w pierwszym momencie – tak jak i w realnym świecie – otrzymujemy zdjęcie potencjalnego kandydata. Potem możemy sprawdzić zgodność zainteresowań i ewentualnych wspólnych znajomych. Tinder nie jest serwisem randkowym. Służy do poznawania osób dla nas atrakcyjnych (i to płci obojga), a co już z tym zrobimy – leży w naszej gestii. Możemy umówić się na piwo albo na szybki numerek. Nie spotkałam się z wieloma facetami z Tindera, ale poznałam w ten sposób mnóstwo świetnych gości. Byłam na jednej randce, a kontakt z tym chłopakiem trzymam do dziś.

W pewnym dość mrocznym dla mnie momencie miałam też konto na Ashley Madison. To również nie jest portal randkowy. Jest to serwis umożliwiający osobom pozostających w długich związkach znaleźć sobie partnera do zdrady. Nie rozgryzłam jak dokładnie funkcjonuje ta społeczność, ponieważ rozbiłam się o opcje premium i płacenie hajsu za jakieś funkcje typu wysyłanie wiadomości. A nie zapłacę pieniędzy za to, żeby rozbić komuś związek, no proszę Was. Plus mentalność użytkowników to prawdziwa bieda. Są jak sfrustrowani nastolatkowie- bałam się im nawet odpisywać. W swej „wyzwolonej” seksualności byli na tyle obrzydliwi, że nie mogli wzbudzić mojego zainteresowania nawet wtedy, kiedy byłam na nie wyjątkowo podatna.Niestety, poczułam się zupełnie zaszczuta przez tamtejszych facetów i bardzo szybko przestałam się tam logować. Nigdy nie skorzystałam z licznych zaproszeń.

Lubię portale randkowe. Lubię poznawać ludzi przez Internet. Mam dużo wspaniałych wspomnień z osobami poznanymi w ten sposób. Powstały fantastyczne przyjaźnie, było parę krótkich i intensywnych związków. Wiele mniej lub bardziej udanych randek. Pewien chłopak powiedział mi kiedyś, że warto umawiać się na randki przez Internet. To sprawia, że stajemy się pewniejsi siebie. Świadomi własnej wartości. Uczymy się asertywności i dowiadujemy się czego tak naprawdę od relacji z drugim człowiekiem chcemy. To sprawia, że później wygłoszenie prezentacji czy rozmowa o pracę stają się łatwiejsze. Cóż, może to nieco naciągany wniosek, ale w pewnym stopniu się z nim zgadzam.

A jakie jest Wasze zdanie? Jakie macie doświadczenia w tym temacie?

Pozdrawiamy, Niekulturalny „Xing” i Narkolepsja

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

19 komentarzy

  • Paulina pisze:

    Miałam wiele nieciekawych sytuacji na randkach przez internet, dlatego postanowiłam zrezygnować z tego typu atrakcji. Jednak z poszukiwania partnera nie zrezygnowałam, bardzo chciałam znaleźć kogoś z kim można o wszystkim porozmawiać, kto mnie wesprze w życiu codziennym. Z takimi oczekiwaniami zgłosiłam się do biura matrymonialnego, konkretnie Centrum Zapoznawcze Zolyty. Z pomocą swatki z biura poznałam Patryka i jest nam razem cudownie, razem podróżujemy, bo oboje to kochamy. Polecam Zolyty każdemu, kto wierzy w prawdziwą miłość i tak jak ja szuka kogoś na poważnie.

  • Iza pisze:

    Artykuł napisany dobrych kilka lat temu, więc wydawać mógłby się nieaktualny, ale… odnoszę wrażenie, że w chwili obecnej jest jeszcze gorzej.
    W ostatnim kwartale zalogowałam się na kilku portalach w ramach pewnego eksperymentu społecznego i jestem w niemałym szoku.

    Wydaje mi się, że nie są to wcale zwykłe społecznościowki pozwalające znaleźć sympatię, a portale, w którym znaleźć tylko chętnych na erotyczne przygody. Niemal każda dyskusja sprowadzała się do seksu. Niektórym nawiązanie do swoich niecnych celów zajmowało trzy minuty, innym kilka dni. Nie mniej jednak – zawsze czułam takie podteksty.

    Odnoszę wrażenie, że na takich portalach są tylko Ci, którzy NIE POTRAFIĄ (a jest to jakaś nieudolność) kogoś poderwać. Za to w pełni rozumiem tych, którzy są tam dla rozrywki i zabicia czasu – faktycznie, można się czasem nieźle uśmiać i „bawić”.

  • Paweł pisze:

    Cześć,

    Odkurzę widzę trochę temat, ale uznałem że warto podzielić się np. moim doświadczeniem.

    Użytkowałem sympatie.pl i fotka.pl na tindera już się niezdecydowałem… uznałem, że tam tym bardziej będzie szał fajnej foty i grania kogoś kim się nie jest…

    Na Sympatii fakt poznałem kilka ciekawych kobiet, nie zdarzyło mi się, aby był wygląd drastycznie inny niż na zdjęciu… ale już inaczej wyglądały rozmowy…

    Jednak rozmowa na żywo, a taka pisana czy nawet przez telefon to inna para kaloszy. Czasami było tak, że się nie kleiło po prostu… Szkoda wtedy tylko było czasu, a oczekiwania jakie pojawiły się po drodze w trakcie której poznaje się taką osobę wydaje mi się, że rosną bardzo szybko…

    Dla mnie ciekawym rozwiązaniem były Szybkie Randki… pierwszy raz jak na takie coś poszedłem ojjj byłem onieśmielony… ale poznanie kilkunastu nowych dziewczyn, porozmawianiu, zobaczeniu na żywo danej osoby robią swoje… Kilka min. i wiem, czy rozmowa się klei i czy coś zaiskrzyło i co ważne od razu praktycznie wiemy czy ktoś się mną zainteresował czy nie… baa miałem nawet raz randkę od razu po szybkiej randce…

    Jeśli szukasz czegoś nowego, to być może czas spróbować właśnie takich szybkich randek.

  • Katarzyna D pisze:

    Ja odkąd byłam zalogowana na takich portalach zawsze pisałam z umięśnionymi blondynami o niebieskich oczach, a jak dochodziło do spotkania to przychodzili troszkę mniej wysportowani bruneci 😀 Przyznam że traciłam cierpliwość, ale jakoś całkiem przypadkiem trafiłam na ezeo.pl. Po zalożeniu konta okazało się, że mają świetną opcje jaką są wideo randki, dosyć szybko mogłam sprawdzić, z kim tak naprawdę rozmawiam. 🙂 Z perspektywy mogę jednak powiedzieć, że była to świetna przygoda w moim życiu 😀

    • kremówka pisze:

      Ja z kolei mam PRAWIE same dobre doświadczenia związane z portalami randkowymi, moja selekcja była w większości przypadków prawidłowa – oczekiwania okazały się podobne z rzeczywistością, wystarczy wnikliwie analizować, jakie wiadomości dostajesz, czy zdjęcia są wybrane z pomysłem, czy nie – no i spotkać się 🙂 Jestem już po dwóch udanych związkach, dzięki portalom randkowym (tak, tak pierwszy zakończył się w przyjacielskich stosunkach). Dzięki tinder udało mi się kompletnie zmienić grono znajomych (!)

      • Justyna pisze:

        Zdecydowanie się zgadzam. Wystarczy odpowiednia weryfikacja osób przed dopuszczeniem ich do siebie i można naprawdę poznać ciekawe jednostki 🙂

  • Arnold pisze:

    Ja tam powiem, że można tam różnych ludzi spotkać. Z mojej perspektywy, a mogę oceniać jedynie kobietki, 95 % z nich nie odpisuje na wiadomość. Z pozostałych 5 % koło połowy znajomości kończy się po paru wiadomościach. Gdzieś z tą częścią, która została można się spotkać i okazuje się, że z 90 % nie ma specjalnie o czym gadać. Problem zbyt atrakcyjnego wyglądu na zdjęciach w stosunku do rzeczywistości to co innego. No i raz na jakiś czas trafi się jakaś kobieta mało atrakcyjna, która koniecznie chce z Tobą pogadać, bądź osoba, która robi po 3 błedy ortograficzne w każdym zdaniu.

  • PaprikaKorps pisze:

    Właśnie w ramach eksperymentu behawioralnego, parę dni temu założyłem konto na badoo. Nigdy nie korzystałem z żadnych portali towarzyskich czy randkowych (serio, z premedytacją nie mam nawet fejsa czy tweetera), więc doświadczenie w materii podrywu internetowego mam nikłe i… zapewne pozostanie na tym poziomie, zmierzające z czasem do zera. Wolę jednak oldschoolowe metody poznawania kobiet. Tym bardziej, że na żywo dociera komplet sygnałów, ton głosu ze swoją dynamiką i kinetyka ruchu. Nie bez znaczenia jest też fakt, jak kobieta wygląda na co dzień a nie tylko “odpicowana” do sesji na portal randkowy.

    W każdym razie, panie wydają się bardzo zorientowane na cel a zwykle jest on ograniczony do poznania kogoś jeszcze fajniejszego niż dotychczas i to wyłącznie w celu matrymonialnym. Żadnym innym. Co więcej mają bardzo ścisły zestaw (wysokich) wymagań dotyczący głównie powierzchowności potencjalnego rozmówcy. Wszelkie deklaracje oczekiwań typu inteligentny, czuły, wyrozumiały, normalny itp… to zwykła ściema dla poprawy kobiecego samopoczucia. Dobra męska “tabliczka znamionowa” to podstawa, zaraz po dobrej focie profilowej (najlepiej gdy jesteś podobny do kogoś, kogo już kiedyś widziała, czyli aktora ;)). Drobna modyfikacja parametrów (zwłaszcza rubryka “wzrost” i “dochód”) powoduje albo drastyczny skok zainteresowania profilem albo spadek do zera. Dosłownie. Przy czym rzadko panie oferują cokolwiek więcej niż (dewaluująca się i czasem wątpliwa) uroda. Są nudne, zrzędliwe, bez polotu i klasy przy sięgającym stratosfery wyobrażeniu o swojej atrakcyjności, wartości i irytującej postawie “baw mnie”. Serio, naprawdę zacząłem się zastanawiać, czy mają do zaoferowania jakiemukolwiek fajnemu facetowi (nie sugeruję, że jestem fajny) coś więcej niż może mu dać uczciwa prostytutka, za to na pewno znacznie większym kosztem, zwłaszcza emocjonalnym.

    Gdyby dla mnie “świat podrywu” zaczynał się kończył na portalu randkowym, uznał bym, że lepiej sobie kupić kozę 😉 Ale zakładam też możliwość, że właśnie nienaturalne miejsce, czyli portal “handlu żywym towarem” tak wpływa na zachowania ludzi, że wchodzą w jakiś nieokreślony stan aberracji osobowości. Tym lepszy byłby to powód wywalenia stamtąd konta w trosce o własną higienę umysłową. Tymczasem namówiłem jedną przyjaciółkę (jak eksperyment to niech będzie w miarę ścisły) do założenia sobie tam konta. Mówię – a może poznasz jakiegoś ciekawego kolesia a w międzyczasie podzielisz się ze mną spostrzeżeniami dot. facetów. Dziewczyna jest niezwykle zgrabną blondynką o oryginalnych i urzekających rysach twarzy (więc na foto wygląda kapitalnie) i niespotykanej osobowości (tego już na foto nie widać) przy czym wyraźnie zaznaczyła, że szuka ciekawych i inspirujących ludzi i absolutnie nie jest zainteresowana randkowaniem, sexem czy małżeństwem. Już po jednym dniu była zmęczona ciągłym nagabywaniem o numer telefonu, o spotkanie, o rozmiar stanika, o wzrost, a wszystko przyprawione proszącym skomleniem całej rzeszy facetów. Tak, odebrała to jako skomlenie. Wywaliła konto ze słowami “strata czasu, interesujący faceci są gdzie indziej”.

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      Dziękuję za komentarz 🙂 To wszystko co powiedziałeś to sama prawda. Portale randkowe to nienajlepsze wyjście na normalnych ludzi i bardzo się ciesze, że potraficie z koleżanką radzić sobie bez nich. Twoja opinia jest świetnym dopełnieniem mojego tekstu, dzięki!

  • Luśka pisze:

    Przyznam szczerze, że tekst świetny, momentami się uśmiałam 🙂 Ja siedzę czasem na fotka.pl, jak już mam dość nie loguje się tam w ogóle, a po kilku tygodniach/miesiącach potrafię tam wrócić. Poznałam kilka osób wartościowych przez ten portal (np. dzięki fotce mam fantastycznego przyjaciela 😉 ). Jest jednak „ale” :buraków jest tam pełno, propozycji sponsoringu dostaje kilka w miesiącu, a ogólnie chyba przyjęta jest zasada, że jeżeli masz fajna klatę i fajny samochód to już pewne, że znajdziesz kogoś fajnego…. Nie mówię tego o wszystkich, jest sporo wyjątków 😉 ale jednak pewne rzeczy odstraszają. No i te kłamstwa z wzrostem, wyglądem (bo bez photoshopa to ludzie żyć nie mogą) czy z innymi pierdołami które wpisujesz na portalu… Masakra.

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      To prawda, świry i zakłamani ludzie pojawiają się z obu stron 🙂 Oczywiście z pewnością da się kogoś spotkać, poznać czy polubić – bo ile ludzi tyle doświadczeń, ale jak widzę smutne przygody z karłami, ludźmi o wielkości tira czy po prostu fotoszoperami – to codzienność. Pozdrawiam!

  • Emily pisze:

    Pamiętam mój krótki pobyt na Badoo: typ 1: ,,nic nie osiągnąłem w życiu z winy polityków, premiera, prezydenta, katoli, muzułmanów, żydów, murzynów, podatków, niemców i ruskich”. Typ 2: ,,nie odpisałaś mi na wiadomość od 5 minut, WY WSZYSTKIE JESTEŚCIE TAKIE SAME!!! Pewnie lecisz tylko na kasę!”. Typ 3: ,,hehe lala choć sie ruchać”. Wśród takich kwiatków ciężko ,,odłowić” kogoś wartościowego z kim miałabym ochotę się spotkać, aczkolwiek nie jest to niemożliwe. Po krótkim czasie stwierdziłam, jak ma się znaleźć to się znajdzie przypadkiem, w internecie czy poza nim 🙂 Poza tym mam kolegę, który od 3 lat szuka szczęścia na badoo, cieszy się dużym powodzeniem gdyż już na dzień dobry chwali się dziewczętom, że ma ,,własną firmę” (czyt. sprzedaje coś na allegro) a potem wielce zdziwiony, że cały czas trafia na dosyć głupie panny..

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      W takim razie wybitnie mi przykro, że spotykasz samych głupich facetów. W internecie o bycie durniem jest szczególnie łatwo. Portale randkowe to taki trochę przytułek dla desperatów – oczywiście nie kazdy nim jest, ale normalni ludzie nie mają czego szukać w tych miejscach przez zalew ludzi głupich, oraz z parciem na seks czy popularność. Niech przykładem będą te ciągłe oceny pod zdjęciami, zakończone prośbą „daj mi też”. Ogólnie po moim małym teście jestem prawie pewny, że już nigdy się nigdzie nie zaloguje. Chyba umiemy poradzić sobie w „prawdziwym” życiu, prawda Emily?

  • Pan K. pisze:

    Ostatnio spróbowałem Tindera, tak z ciekawości. Nie podoba mi się za bardzo idea, w której oprócz ryjka prawie nic innego nie ma… To tak, jakby człowiek po sklepie mięsnym chodził i wybierał.

    Zaś co do innych, internetowych randek: Do dziś mam przed oczami sytuację, w której dziewczyna „na żywo” wygląda zupełnie inaczej niż na zdjęciach. Okazało się później, że zdjęcia były robione kilka lat wcześniej, gdy jeszcze a) nie paliła; b) nie żarła tyle; c) nie urodziła dziecka. Różnicę w wyglądzie możesz sobie wyobrazić: miała być zwinna serenka, pojawił sie spasiony hipcio bez dolnej trójki.

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      A no racja! Przecież tak jak napisałem – gdybyś lubił bezzębne to byś się z taką umówił. Na pewno ktoś lubi, bo „każda potwora”. Ale jeśli już bawimy się w „sklep mięsny” to chociaż, aby w domu nie okazało się zgniłe!

  • Mech pisze:

    swoje relacje zdali model no1, ktorego najlepsza partia jaka poznał to wlasna graba i puszczalski kmiot ktory bankowo ma chujowa jape ale sadzi sie na johnnego deppa

  • Kamila Anna Bąkowska pisze:

    Bardzo dobry tekst! Chociaz w ciagu 6 lat nigdy nie spotkalam sie z kims kto nie pasowal do opisu, nie byl podobny do siebie ze zdjecia, oklamal mnie w jakiejs sprawie, a takich spotkan mialam conajmniej 100 z przynajmniej 10 narodowosciami!;)

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      Ty miałaś szczęście 🙂 Ja się znam tylko na polskim rynku randkowym 🙂

    • Paulina Majewska pisze:

      Ja miałam tylko sytuację, w której mój nowy okazał się łysy, choć na zdjęciach miał piękne, rudawe włosy :). Był jeszcze koleś z masakrycznymi bliznami po pryszczach, które na fotkach były idealnie wyleczone filtrami.

Zostaw komentarz: