Seria „Szybcy i Wściekli” to dla wielu widzów prawdziwe objawienie, synonim dobrej zabawy i niezwykłych efektów specjalnych. Jesteśmy dwa dni po premierze części 8 – pierwszej po tragicznej śmierci Paula Walkera. W weekend otwarcia ósemka zarobiła pół miliarda dolarów – i chociaż dopiero co zaczęła święcić triumfy w kinach – potwierdzone są już nie tylko kolejne części, ale również jeden spin-off z The Rockiem w roli głównej. Pytanie tylko czy ilość przechodzi tutaj w jakość? W tej recenzji postaram się na to odpowiedzieć.
Dominic Torreto wiedzie spokojne życie z ukochaną w jednym z egzotycznych krajów. Pewnego dnia tajemnicza hackerka zmusza go jednak do zdradzenia „rodziny” i pomocy w przygotowaniu jednego z największych aktów terroryzmu współczesnego świata. Ekipa chociaż oszołomiona nagłą zmianą stron swojego założyciela, kolejny raz wkracza do akcji, tym razem aby przeszkodzić dawnemu pobratymcowi w jego planach i dowiedzieć się prawdy o tym dlaczego to robi.
Pomysł na scenariusz od początku zasługuje na słowa uznania, bo wprowadza trochę świeżości do miejscami skostniałej fabularnie serii. Bywa zaskakująco i nieprzewidywalnie – a to zdecydowany plus. Pojawiło się również miejsce na nowe twarze ze świetną rolą Charlize Theron, która już niejednokrotnie udowodniła, że odnajdzie się w każdym filmowym gatunku – z sensacją na czele. Oprócz niej występują oczywiście: Vin Diesel, Jason Statham, Dwayne Johnson, Michelle Rodriguez, Tyrese Gibson, Ludacris, Kurt Russel oraz Luke Evans. Chyba obejdzie się bez komentarza, że cała ekipa to pierwszoligowe postacie kina akcji. Dialogi są soczyste i zabawne, a pikanterii dodaje fakt, że również potrafią być całkowicie na poważnie – to niesamowite, że twórcy stawiają na wybuchy porównywalne chyba tylko do serii Transformers, a nadal popadają w niezamierzony patetyczny ton. Aczkolwiek to dobrze, bo takiego szarego widza jak ja ciągle to bawi. Także tutaj na spokojnie.
Szybcy i wściekli to oczywiście również piękne fury, niezwykłe krajobrazy i niespotykane efekty specjalne. Ósma część jest tym wszystkim wypełniona po brzegi – samochody są kolorowe, obowiązkowo wyposażone w dopalacze, drwiące sobie z praw grawitacji, no i praktycznie niezniszczalne. A do tego mocarne – w arsenale pojawia się nawet całkiem szybki i mobilny czołg z którego nie omieszkają skorzystać bohaterowie czy łódź – wcale nie taka podwodna jak można by sądzić. Krajobrazy chociaż trochę słabsze niż w siódemce, mimo wszystko nie zawodzą: akcja toczy się w tętniącym życiem Nowym Jorku, na słonecznej Kubie czy w pokrytej wiecznym lodem mroźnej Rosji.
Efekty specjalne również nie odstają od serii i chociaż niekiedy bywają „zauważalne” to ciągle są na doskonałym poziomie wykonania. Boli tylko fakt, że kaskaderka z pierwszych części prawie całkowicie została nimi zastąpiona. Aczkolwiek zdradzę Wam, że w filmie dostajemy kilka scen, które sprawią, że wybaczymy twórcom wszystko, także tę zagrywkę – a przecierając oczy ze zdumienia zadajemy sobie pytanie – czy oni mogą wymyślić jeszcze w kolejnych częściach coś lepszego niż w tej?! Aczkolwiek jestem pewien, że kiedyś znów podniosą poprzeczkę – a ta jest już naprawdę całkiem wysoko.
Najsłabszą stroną filmu jest niestety ścieżka dźwiękowa – o ile w Imax faktycznie słychać wszystko, włącznie z niesamowicie oddanymi odgłosami silnika – o tyle Szybcy i Wściekli zawsze urzekali kolorowym soundtrackiem, którego tym razem praktycznie nie ma. Bardzo trudno tak z głowy wymienić mi chociaż jeden użyty w filmie utwór, podczas, gdy te z siódemki tak mocno mnie urzekły, że kupiłem je na płycie kilka godzin po seansie. Nie oznacza to jednak, ze muzaka nie pasuje – jest okej i fajnie potęguje akcje, ale to nie jest poziom do którego zostaliśmy przez lata przyzwyczajeni, tak więc szkoda zmarnowanego potencjału – zwłaszcza, że jednym z aktorów jest przecież Ludacris.
Jeśli chodzi o to co prawdopodobnie nurtuje Was najmocniej czyli brak Paula Walkera – na szczęście praktycznie się tego faktu nie odczuwa, chociaż sami twórcy kilkakrotnie do niego nawiązują. Tak więc muszę niestety przyznać, iż seria absolutnie nic nie straciła bez jego występu – co prawda w obliczu zdrady Dominica poradziłby sobie z odegraniem złości lepiej niż The Rock (i miałoby to więcej sensu), to jak widać nie było to niezbędne dla przetrwania serii. Z jednej strony to chyba smutne, z drugiej jak to mówi przysłowie „Psy szczekają, Karawana idzie dalej”.
Szybcy i wściekli 8 to wspaniały wybór dla wszystkich zmęczonych życiem osób, którzy nie przejmują się tym jak działają prawa fizyki, ani tym, że dialogów nie pisał Woody Allen. To film w którym faceci są za duzi i za silni, kobiety zbyt rozebrane, a samochody za szybkie – i tak po prostu ma być, o to w tym chodzi i nikogo nie powinno to obruszać – chociaż sam znam osoby, które mają tak twardy kij w dupie, że już dawno zatraciły kontakt z rzeczywistością – ale ich opinii nie słuchajcie, na wszystko jest czas i nastrój.
Warto wspomnieć, że Szybcy i Wściekli to również najlepsza tego typu seria, której nic innego nie jest w stanie dorównać. Jeśli oglądaliście poprzednie części (albo chociaż od piątki w górę, bo wtedy seria przeszła lekkie odnowienie, także gatunkowe) to idźcie do kina w ciemno. Nic lepszego w tym temacie nie pojawi się, aż do premiery Szybkich i Wściekłych 9. Film oczywiście ma kilka wad, ale bądźmy szczerzy – jest on przeznaczony dla fanatyków serii i dobrej demolki – w tym wypadku wszystko jest na swoim miejscu.