Prawdopodobnie nie powinienem się do tego przyznawać, ale „Głowę rodziny” oglądam odkąd skończyłem 15 lat. Miałem to szczęście, że posiadałem telewizor w pokoju, a pierwsze sezony wczesnym wieczorem wyświetlało np. mało znane TV4. W serialu „Family Guy” zakochałem się więc od pierwszych minut – dobra kreska, niesamowicie niesmaczne żarty i galeria barwnych, wyjątkowych postaci – to przepis na sukces, aby zaciągnąć przed odbiornik takiego dzieciaka jak ja. Kilka lat temu napisałem nawet krótki tekst o tym serialu, a znajdziecie go tutaj. Dzisiaj chciałem przybliżyć Wam… książkę, która w dość szczegółowy sposób przedstawia historię tego kultowego serialu.
Family Guy. Za kulisami to najnowsza książkowa propozycja od wydawnictwa SQN. Zanim przejdziemy do zapoznania się z jej treścią rzućmy oko na szczegóły: Twarda oprawka, dość duży format (285 x 235 mm), 256 stron i sugerowana cena detaliczna 69,99zł. Dla mnie bomba!
Recenzowana książka to istne kompendium wiedzy tak dla każdego fanatyka „Głowy Rodziny” jak i wszystkich tych, którzy chcieliby się dowiedzieć jak powstaje film animowany. Seth MacFarlane oraz Frazier Moore dostarczyli nie tylko dziesiątek ciekawostek, ale również setki rysunków, porównań czy storyboardów.
Przez ponad 250 stron niniejszej publikacji przyjdzie nam zapoznać się z opisami kontrowersyjnych odcinków, procesu produkcyjnego, wymyślania gagów czy ewolucji poszczególnych postaci, a nawet intra. Mało? W środku znajdziemy nawet oryginalną partyturę do piosenki przewodniej czy dokładne wyjaśnienie dlaczego w każdym odcinku jedną z ważniejszych ról odgrywa muzyka i w jaki sposób pomaga „łagodzić” oskarżenia o wszelkiej maści „przegięcia” w dość mocnych niekiedy dowcipach. Widać, że autorzy przyłożyli się do opracowania materiału, bo ten jest różnorodny i napisany nie tylko barwnie co po prostu szczegółowo. Od razu widać, że „Za kulisami” nie jest jedynie skokiem na kasę, a wręcz hołdem dla pracy, którą uwielbiają i której oddają się w całości. Najbardziej cieszy zachowanie oryginalnego humoru i lekkiego puszczania oka do czytelnika – bardzo szanuję takie podejście i naprawdę świetnie się z nim czuję.
Samo wydanie jest więcej niż porządne – książka jest ciężka, niezwykle kolorowa i opracowana z najwyższą starannością. Wydawnictwo SQN wykonało doskonałą robotę – tłumaczenia są celne, pozbawione błędów i napisane w sposób lekki, ciekawy i trzymający poziom serialu. Wszystkie podpisy są na swoich miejscach i boli jedynie to, że niektóre części grafik nie zostały przetłumaczone – wiem, że rozmaite szkice byłyby trudne do przetłumaczenia (lub wręcz niemożliwe), ale niektóre kadry wyciągnięte z serialu mogłyby dużo zyskać z szerszym opisem.
Jako wielki fan serii czuje się „Ilustrowaną historią” naprawdę doceniony, prawdę mówiąc od wielu lat czekałem na kompendium w podobnym klimacie i wreszcie doczekałem się go w przystępnej i wartej swojej ceny formie. Jeśli miałbym się do czegokolwiek przyczepić to do dość nierównego potraktowania kwestii „fan vs. ilustrator” – o ile przynajmniej większą część „początku” książki obejmują rozmaite teksty, ciekawostki i rozmyślenia, tak druga połowa wyraźnie zdominowana jest szkicami koncepcyjnymi, pełno stronnicowymi rysunkami czy rozmaitymi porównaniami grafik oraz szkieletów ich animacji. Z jednej strony trochę szkoda, no bo co: przejrzałem sobie wszystko i szybko o tym zapomniałem, z drugiej druk jest naprawdę świetny, papier jest wysokiej jakości i doceniam to jako swojego rodzaju sztukę. Ech, gdyby muzea wydawały tak swoje foldery, to może miałyby większą frekwencję 🙂 Niech jednak nie przytłoczy Was lekki nadmiar grafiki – tekstu również dla nikogo nie zabraknie.
W moim odczuciu „Family Guy. Za kulisami: Ilustrowana historia to must have dla wszystkich tych, którzy pokochali serial Głowa Rodziny, Cleveland Show czy nawet American Dad. To świetna przygoda na jesienne wieczory przy winku. A po czytaniu chodziliśmy na Netflix, gdzie również znajdziecie kilka sezonów tej niezwykłej produkcji. Jeśli szukacie prezentu na święta dla chłopa po 30, którego poziom poczucia humoru sięga często bruku (czyli takiego jak ja) to nie musicie się długo zastanawiać. Łykniemy to jak pelikan cegłę!