Dzień dobry! Dziś tania środa w Cinema City! Oczywiście mało kogo obchodzi dzisiejszy post, ale nie mogę być na to zły – wszak wieczorem pierwsze maratony Gwiezdnych Wojen z premierą Ostatniego Jedi! Jeśli jednak liczycie na inny rodzaj kina – mam coś dla Was! W dzisiejszym odcinku Wojna Płci czyli film o… równouprawnieniu i tenisie. Zaciekawieni? Już teraz zapraszam Was do tekstu, na mój fanpage oraz Twittera!
– Wojna Płci
O czym: Najlepsze tenisistki świata walczą o zrównanie wartości turniejowych nagród z niebotycznymi sumami przeznaczonymi dla mężczyzn. W międzyczasie były zwycięzca Wielkiego Szlema twierdzi, że z łatwością pokona każdą kobietę.
Dlaczego tak: Bo to prawdziwa historia jednego z najważniejszych wydarzeń w historii tenisa! Takie filmy zawsze są w miarę dobre i potrzebne – fajnie poznać jakieś mniej znane (ale ważne) wydarzenie czy osobę. Sama fabuła jest ciekawa, dobrze napisana i zawiera dość niezwykły jak na tamte czasy wątek miłosny. Bo w filmie występują: Emma Stone, Steve Carell (genialny!), Sarah Silverman czy Bill Pullman! Bo cały film jest mocno stylizowany na 1973 rok – nie mówię tylko o ubraniach, samochodach czy fryzurach – także kamera ma pogorszoną jakość i zmniejszoną ilość kolorów! Dzięki temu omawiana produkcja wygląda jak transmisja telewizyjna z tamtych lat. Efekt na szczęście jest delikatny, ale znaczący – więc nie przeszkadza. Kilka utworów muzycznych również zapada mocno w pamięć, fajnie byłoby dostać soundtrack w swoje ręce. Ogólnie przyjemna rozrywka na zimowy wieczór.
Dlaczego nie: Sam tenis jest w tym filmie dość nudny. Bez ikry, bez siły. Zabrakło tu jakiegoś boom. Zresztą to dość słabe, że w filmie o równości to Steve Carell wypada lepiej. No i minusem dla niektórych z Was (jak i dla mnie) jest występ Emmy Stone – której nie znoszę, a tutaj jest dodatkowo jeszcze brzydsza niż naprawdę. Ach, widzę w Wojnie Płci wątki komediowe, ale jakoś nieszczególnie śmieszą. Mam też jakiś problem z męską częścią obsady drugoplanowej – zbyt wymuskani i sztuczni, ale to pewnie urok lat 70.
Kiedy: Liczyłem na więcej wodotrysków, a dostałem jedynie solidną historię. Brakuje w niej jednak energii i tempa. Jeśli natomiast uwielbiacie biografie jako takie to decyzja jest chyba bardzo prosta! Natychmiast do kina! Wszyscy inni na Star Wars.