Skip to main content

W kolejnym odcinku niekończącej się kinowej serii z okazji tanich śród w Cinema City, mam dla Was dwa filmy. San Andreas czyli katastroficzne widowisko ze słynnym wrestlerem The Rockiem (Dwayne Johnson), oraz komedię sensacyjną Agentka z głównymi rolami Jasona Stathama i Melissy McCarthy.

– San Andreas

7685656.3O czym: Wielka fala trzęsień ziemi nawiedza Kalifornie.

Dlaczego tak: Ponieważ w tym filmie grają aktualnie najlepsze cycki Hollywood czyli te noszone przez Alexandrę Daddario, która pokazuje się nie tylko w kostiumie kąpielowym, kusych bluzkach, ale też i zlana od góry do dołu wodą. Ponieważ jest tu Dwayne Johnson ze swoim śnieżnobiałym uśmiechem, ciasnymi bluzkami i mięśniami potraktowanymi oliwką dla dzieci. Bo kilka efektów specjalnych jest dosyć ciekawie zrobionych i warto je zobaczyć na wielkim ekranie.

Dlaczego nie: Scenariusz (wliczając dialogi) to pewnie ze 4 kartki papieru, bo totalnie o nic w nim nie chodzi. Wszystko co SA ma do pokazania, widzieliśmy już w Pojutrze lub 2012, albo innych filmach o tej samej tematyce. Co prawda wiecznie coś się w nim dzieje, ale w kółko to samo i to samo. „Kilka efektów jest ciekawych” ale zdecydowana większość razi sztucznością, brakuje kilku miesięcy pracy nad nimi, albo worka dolarów więcej. Postaci są wkurzające i nie mają nic do powiedzenia.

Kiedy: Tylko i wyłącznie teraz i w kinie, bo nie opłaca się tracić na to czasu na telewizorze czy komputerze, a na rozpadające się miasta lepiej popatrzeć w maksymalnym komforcie, bo i tak tu chodzi tylko o rozpierduchę.

– Agentka

7685278.3O czym: Analityczka CIA zgłasza się na misję w terenie, ma uratować świat przed zagładą nuklearną.

Dlaczego tak: Dla Stathama i Melissy, ten pierwszy za to, że parodiuje sam siebie w każdej możliwej scenie i aż poci się testosteronem, a ta druga jest urocza w byciu grubaską i pozwala dosłownie w każdym momencie robić sobie z tego jaja. Bardzo szanuje takie duety. Trochę tu walki, trochę strzelania – ogólnie bardzo dużo sugestywnej przemocy. Niektóre żarty sytuacyjne sprawiają, że człowiek boi się pić w kinie z obawy przed zadławieniem ze śmiechu. Ogólnie jeśli nie oglądaliście nigdy nic w tym stylu (komedii sensacyjnej), to będziecie się świetnie bawić…

Dlaczego nie: … ale jeśli oglądaliście, to od razu uznacie, że Gorący Towar sprzed dwóch lat był lepszy, a „Agentka” to kopia Bezwstydnego Mortdecaia nakręcona na fali podniecenia Kingsmanem, i to gorsza pod każdym względem. Mimo przemocy i przekleństw, śmierdzi tu produkcją brytyjską, co osłabia akcję, której przydałoby się więcej amerykanizmów. Film jest za długi i chociaż w teorii ma wszystko to co potrzeba, to jednak za dużo tu zapożyczeń, które śmieszyły kilka lat temu. Dodatkowo fajnie jest dopiero od połowy, początkowo jest wręcz obrzydliwie. A i nazwiska na plakacie mogłyby być chociaż nad właściwymi głowami.

Kiedy: Dla pary głównych bohaterów warto to zobaczyć już dziś i w kinie, jeśli natomiast cenicie tego typu filmy, kupcie na DVD wspomniany Gorący Towar.

Cinema_City_Master_RGB_whiteBg1-300x1641

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: