Skip to main content

Teatr Warsawy to w moim odczuciu jedno z najlepszych miejsc na kulturalnej mapie stolicy, zwłaszcza jeśli chodzi o dobry, emocjonalny dramat. Kilka dni temu zostałem zaproszony na premierę spektaklu „Córcia” czyli bardzo głębokiej psychoanalizy zależności pomiędzy młodą kobietą, a jej matką. Czy warto zainteresować się tym tematem? Już odpowiadam.

Córcia to opowieść o utalentowanej aktorce oraz jej trudnej relacji nie tylko z matką, co również z niezwykłą Panią profesor. Gdy główna bohaterka Monika dowiaduje się o śmierci ukochanej mentorki popada w zadumę i zaczyna snuć opowieść pełną bolesnych uczuć i zawiłych przemyśleń.

Córcia to monodram czyli sztuka jednego aktora, to również pełnokrwisty dramat i w pewnym stopniu psychoanaliza trudnych relacji z matką. W roli głównej (i jedynej) zobaczyć możemy Justynę Dworczyk (więcej o niej w wywiadzie pod recenzją). Co prawda w roli „głosu matki” pojawia się także Elżbieta Jarosik, ale to własnie Pani Justyna napędza swoim niezwykłym talentem tempo całej sztuki. Przyznam szczerze, że w „Córci” zobaczyłem to co najbardziej lubię – pewien typ aktorskiego zezwierzęcenia, pierwotnego artyzmu. Opowiadana historia sięga pierwszych kroków w szkole filmowej, dzięki czemu obserwujemy kilka ciekawie oddanych szkolnych „zadań”. Kiedyś słyszałem taką anegdotę, że na tego typu studiach przyszły aktor wyciągany jest przed innych ludzi otrzymując np. polecenie „szczekaj”. I coś takiego w cudowny sposób zademonstrowała Justyna Dworczyk, otwierając przed widzami swoją duszę, ukazując wszystkim swój warsztat, techniki i pewnego rodzaju upokarzające normalnego człowieka postawy. Uwielbiam być tego świadkiem, bo kocham aktorską odwagę. Jeśli więc chodzi o grę Pani Justyny to ta jest jak najbardziej ciekawa, zaskakująca i elektryzująca. W „Monikę” można uwierzyć, „Monika” jest kimś realnym, a we współczesnym świecie bardzo trudno o takie role, gdyż zwykle bywają proste, słabo zarysowane i nijakie. Warto również wspomnieć, że jest to ostatnia ostatnia rola Pani Justyny, ponieważ tym spektaklem żegna się ze sceną.

Jeśli zaś chodzi o samą fabułę to tutaj muszę być już ostrożniejszy w zachwytach. O ile „Córcia” to sztuka generalnie dość dobra, to jej pełne zrozumienie pojawiło się u mnie dopiero następnego dnia po wizycie w teatrze. A konkretniej, gdy razem z kolegą zaczęliśmy analizować płytkość uczuć pomiędzy kobietami, ich wzajemne podobieństwa i niedokończone, zaniedbane relacje. Opowieść snuje się przez kilka dekad, kreśli rozmaite teorie, próbuje tłumaczyć, usprawiedliwiać, gloryfikować pewne zachowania czy uczucia. Trzy kobiety – bohaterka, egoistyczna matka, przepełniona artyzmem Pani Profesor – mieszanka wybuchowa i coś o czym musicie posłuchać. Doskonałość? I tak i nie. W trakcie spektaklu czułem pewien niedosyt, brakowało mi w tym dramatu, bo o ile całość jest naprawdę ciekawą historią, to niestety nie rzucającą na kolana osób, które w swoim życiu nie doświadczyły tego typu problemów. Wyjątkowo nie spodobał mi się też 30 letni przeskok fabularny, który odebrałem jako utratę czegoś ważnego, czegoś co mogło sztukę napędzić dodatkową energią. Muszę jednak przyznać, jak to już zrobiłem kilka zdań wyżej, że moje kontakty rodzinne są poprawne i nigdy nie byłem w uczuciowym pobliżu tej przytoczonej historii uszkodzonych rodzinnych więzi. Jako dorosły człowiek zdaje sobie sprawę, że osoby dotknięte tym problemem odbiorą sztukę pełniej, bardziej osobiście, bo nie mam wątpliwości, że jest to możliwe, wiem, że odnajdą w tym tekście samych siebie (co zresztą możecie przeczytać w wywiadzie pod recenzją). Pod względem osobistym – jak najbardziej, pod względem ogólnego dramatu dla absolutnie każdego – to chyba nie to.

Scenografia w monodramie nie jest szczególnie ważną rzeczą i bądźmy szczerzy: nie dla niej się wybiera właśnie ten typ sztuki. Robimy to raczej dla historii lub aktora. Tak więc scenografii praktycznie nie ma, nie przeszkadza to jednak w odbiorze przedstawienia, bo w tym chodzi przecież o emocje i zaciekawienie widza słowem, a nie wymyślnym i pstrokatym tłem. Na scenie znajduje się jednak krzesło, stół, tablet, płaszcz i torebka. Zwykłe codzienne przybory, które z jednej strony pomagają opowiedzieć historię, z drugiej przez większość czasu pozostają kompletnie niewidoczne. Jeśli chodzi o dźwięk to jest dwojako, bo efekty takie jak muzyka czy odegrana rozmowa telefoniczna wypadają najzupełniej w porządku, natomiast miewałem problemy z odpowiednim nagłośnieniem słów aktorki. Być może trochę głupio to zabrzmi, ale jednak kobieta na obcasach w cichym pomieszczeniu potrafi być głośniejsza niż największe nawet słowa. Taka już niestety specyfika tego typu obuwia. Pojawiająca się kilka razy muzyka grana w tle również nie pomogła w poprawnym odbiorze sztuki. Warto zwrócić jednak uwagę, że w Teatrze WARSawy miejsca są nienumerowane, a rzędy są dość krótkie – więc jeśli macie słabszy słuch to polecam po prostu usiąść bliżej.

Córcię zobaczycie już wkrótce w Teatrze WARSawy, ale póki co nie zostały podane żadne konkretne daty. Jest to pożegnalny spektakl aktorki/producentki czyli Justyny Dworczyk i chociażby z tego powodu warto go zobaczyć. Monodram spodoba się przede wszystkim ludziom identyfikującym się z trudnymi relacjami matka-córka, osobom jakkolwiek dotkniętym tematem, jak również wszystkim tym, którzy zainteresowani są w jakikolwiek sposób psychologią. Statystyczny widz poczuję pewną pustkę, ale też nie oszukujmy się – monodramy nie są dla każdego.

Aby trochę bardziej przybliżyć Wam spektakl „Córcia” przeprowadziłem krótki wywiad z aktorką i producentką: Justyną Dworczyk. Chociaż pytań nie ma dużo, to odpowiedzi są zdecydowanie okazałe i mogą zawierać drobne spoilery fabularne. Warto natomiast zainteresować się wspomnianym wywiadem, bo rzuca pełne światło na uczucia towarzyszące tworzeniu i wystawianiu spektaklu „Córcia”, a także być może wielu innych. Zapraszam do lektury i oczywiście do wizyty w teatrze WARSawy (gdy już pojawią się jakiekolwiek daty).

Justyna Dworczyk fot. Dworczyk Training

Jest Pani trenerem personalnym – skąd zainteresowanie teatrem i produkcją sztuki?

Nie nazwałabym siebie trenerem personalnym, to określenie chyba bardziej z fitness. Ja wykonuję pracę trenera w biznesie i glównie szkolę grupy, prowadzę szkolenia biznesowe z zakresu leadership i relacji w zespołach kierowanych przez liderów. Ale to tylko część mojej aktywności zawodowej.
Jestem profesjonalną aktorką (od 20 lat jednak nie w zawodzie aktora) z dyplomem państwowej uczelni, ( PWSFTvi T Łódź) na której obecnie robię doktorat. Jest on robiony w trybie 4 letnich studiów doktoranckich, a ja jestem na finiszu, kończę 3 rok. W ubiegłym roku prowadziłam wykłady na aktorskim z zakresu psychologii w pracy aktora.

Stworzenie „dzieła” jakim jest Córcia było podstawą tego doktoratu (praktyczną), drugą częścią jest rozprawa doktorska na temat: „Frustracja i gratyfikacja potrzeb narcystycznych jako psychologiczny aspekt pracy aktora nad sobą.” Temat jest absolutnie związany z treścią sztuki. „Dzieło” to określenie formalne reprezentujące to, co artysta wytworzył jako podstawę doktoratu. Reżyser doktorant też musi stworzyć dzieło w postaci sztuki czy filmu, operator musi sfilmować, a fotograf dostarczyć dzieło w postaci wystawy.

Interesuje mnie kondycja psychofizyczna aktora, gdyż jestem także praktykującym psychoterapeutą. Obecnie w trakcie 4 letniego szkolenia w Laboratorium Psychoedukacji również na 3 roku. Na co dzień przebywam w dwóch środowiskach: szkolenia biznesowe gdzie spędzam 3 dni w tygodniu i dwa dni w tygodniu spędzam w gabinecie psychoterapii oraz w szpitalu psychiatrycznym na oddziale zaburzeń depresyjnych i lękowych na stażu klinicznym. Pracuję także jeden wieczór w tygodniu w Akademii Teatralnej i prowadzę gabinet wsparcia psychologicznego dla studentów wydziału aktorskiego. Prowadzę terapię grupową i grupy wsparcia w ramach własnej firmy. Mam dwie firmy: Dworczyk Training i Dom. Miejsce rozwoju osobistego i psychoterapii.

Sztuka jest konsekwencją doktoratu. Tytuł jaki mam nadzieję otrzymać jeszcze w tym roku to dr sztuk teatralnych. Katarzyna Szaulińska, która jest autorką sztuki jest też na co dzień psychiatrą, która tworzy poezję, opowiadania, komiksy. Córcia jest jej debiutem teatralnym. Spotkałyśmy się na studiach z psychoterapii i tam urodził się pomysł napisania monodramu dla mnie specjalnie do tego doktoratu.

Monodram to taki specjalny gatunek w którym oczy całej publiczności skierowane są na jedyną obecną na scenie osobę. Czy występ w „Córci” jest trudniejszy niż inne wystąpienia publiczne?

Tak. A szczególnie z mojej perspektywy trudniejsza niż sztuka wieloobsadowa. 60 min na scenie i w pewnym sensie dojmująca samotność.

Córcia opowiada o obiecującej aktorce, jej matce oraz eleganckiej, staromodnej mentorce. Dlaczego akurat ta historia? Jakieś osobiste doświadczenia, wspomnienia?

Ja bym powiedziała, że to jest opowieść o tym, co jest pomiędzy nimi. Pomiędzy tymi trzema kobietami. A to jest różnica, bo postaci są wtórne co do tego, co jest na pierwszym miejscu. Na pierwszym miejscu jest RELACJA, a te postaci tylko ilustrują charakter tej relacji. Ta relacja jest sednem. Jest trudna i skomplikowana i bolesna. Bohaterka utyka pomiędzy matką a panią prof. Stworzenie postaci i opowiadanie o nich pełniło funkcję pokazania wielu aspektów i wielu problemów.

A) To dla mnie o potrzebie akceptacji, uznania ze strony ważnych figur, którymi chcąc nie chcąc stają się osoby matki, ojca, a także później spotykane autorytety. Bohaterka Monika nie ma od matki informacji: „taka, jaka jesteś jesteś ok” a jest to nieświadoma potrzeba każdej żyjącej istoty, więc jeśli jest taki deficyt, to poszukuje się tego uznania, później w innych ważnych relacjach. Często ta potrzeba uruchamia się także w związkach. Partner lub partnerka poszukują u swojego partnera partnerki rekompensaty tego deficytu.

B) Podjęłyśmy w sztuce temat tzw nieustępliwej nadziei. Według Marthy Stark, jest to postawa, w której, zamiast pozwolić sobie na pożegnanie niespełnionych oczekiwań, chwytamy się nadziei, że pewnego dnia zdołamy wydobyć z rodzica, szefa albo partnera uznanie i miłość. Trzymamy się uporczywej wiary w to, że może jednak uda nam się zmienić bliską osobę, w taką, jaką chcielibyśmy, żeby była. Z drugiej strony ogarnia nas nieustępliwa wściekłość, kiedy uświadamiamy sobie, że mimo naszych wysiłków i żarliwego pragnienia, być może nigdy nam się to nie uda. Dlatego życie Moniki polega na zasługiwaniu, na staraniu się, aby zyskać potwierdzenie swojej wartości, co dla mnie uczyniło z tej postaci postać tak bardzo dramatyczną.

C) Tak wiele jest w sztuce odniesień do bycia widzianym. Bohaterka wybiera zawód, gdzie jej praca będzie polegała na tym, że będą na nią patrzeć i gratyfikować brawami…. no albo nie…, ale na pewno będą patrzeć. Matka jak Pan pamięta nie patrzyła i nie słuchała, była zajęta poszukiwaniem 2 zł… Trudno mieć poczucie jakiejś tożsamości, kiedy nie jest się widzianym przez rodzica, bo to buduje w nas rodzic, oczywiście na wcześniejszym etapie zycia, ale mozemy przypuszczać, ze jako mala dziewczynka Monika też tej uwagi, zachwytu w oczach matki nie miała. Potem idzie w świat taki, wiecznie głodna i cierpi.

D) Narcystyczne przedłużenie. To taki plan rodzica na nas. Matka chciała mieć lekarkę, a Prof Mona chciała mieć Monikę Vitti. Obie nie widziały w Monice osobnego człowieka tylko kogoś kto będzie użyty do spełnienia ich niespełnionych ambicji. Pani prof to też kiedyś aktorka, która uczy prozy… Kiedy jest sie skupionym jak bohaterka na spełnianiu czyichś planów i oczekiwań, to trudno być uważnym na to, czego się chce samemu, dlatego tyle rzeczy robiła, bo szukala kim jest i czego pragnie. Mówi: czy ja jestem tym co widzi matka czy tym co widzi <ona? Kupą psią przylepioną do buta czy słońcem oświetlającym ulice Brodwayu?

Tych aspektów jest mnóstwo, nie chcę Pana przytłoczyć:) Pan pyta dlaczego ta historia. Bo to jest historia uniwersalna. Wszyscy, którzy napisali w smsach, w mailach swoje odczucia odnosili się do tego. Mówili Monika to ja, a matka Moniki to mój ojciec. Wielu mówiło: miałam swoją Monę. Jedna z kobiet podeszła i powiedziała: pani mi pomogła się uwolnić, ja pani uwierzyłam, że moja matka też mi nigdy nie powie tego co chciałabym usłyszeć więc odpuszczam powoli, bo nie mam juz sily starać sie zeby zaakceptowała mnie, moje wybory i to jak żyję i kim jestem. To było poruszające. A jeśli są to doświadczenia tak wielu osób w mniejszej lub w większej skali to moje również:) Sporo o tym w podcaście Tomasza Stawiszyńskiego gdzie gościłyśmy razem z autorką w TOK FM (jak psychoterapia pomogła w stworzeniu sztuki teatralnej.)

Scenariusz „Córci” obejmuje przeszło 30 lat życia bohaterki – dlaczego ten czas jest aż tak rozciągnięty, jakie ma znaczenia dla bohaterki, aktorki, widza?

Ponownie odniosę się do relacji. Chciałyśmy pokazać jak ona (relacja) się zmieniała, jak ewoluowała. Z idealizacji pani prof Mony do dewaluacji. Od potrzeby akceptacji, do zrozumienia, że nigdy jej nie dostanie. Mamy bohaterkę niedojrzałą i na sam koniec dojrzałą, świadomą swojej wartości i tego, że niespełnione potrzeby z dzieciństwa nie mogą być zrekompensowane, należy je opłakać i pożegnać. No i potrzebny był ten czas zeby pokazać ogrom pracy jaki bohaterka włożyła w STARANIE się. To przecież mordercza praca. Bohaterka opowiada o tym z humorem ale wewnątrz jest potwornie zmęczona zapracowana tym zasługiwaniem. Chciałyśmy pokazać, że to problem, który najczęściej jednak ciągnie się latami. Niektóre osoby 40-50 letnie dalej mają relacje z rodzicami bardzo pogmatwane. Albo poprawne, i się ich za bardzo nie rusza, albo są wręcz zerwane. Wiele osób mówiło nam, że dotknęłyśmy tabu. Na figurę matki ręki się nie podnosi. Mama to miłość. A okazuje się, że nie jest to takie oczywiste.

No sporo tego. Raczej wokół bardzo osobistego przeżycia dzięki spotkaniu z historią Moniki. A o to nam chodziło. No i sporo takich opinii, (które może nie na miejscu do recenzenta ale Pan poprosił:) że trudno ze mnie zdjąć uwagę, że ludzie byli w napięciu, usłyszałam – magnetyczna:) przeczytałam w jednej, że prowadzę widza na smyczy:) że jestem autentyczna na maxa. Tu jednak bardziej ciekawi mnie opinia Pana, osoby, która patrzy z boku i z dystansu i w swej roli krytycznie.

Premiera sztuki już za nami – jak zareagowali widzowie, jakie są ich opinie? Moją można przeczytać powyżej, ale myślę, że ważna jest również pewna perspektywa – w tym wypadku inna niż moja.

Ludzie, którzy zdecydowali się podzielić ze mną swoimi wrażeniami mówili, że przeżyli spektakl dość osobiście, że historia Moniki pozwoliła im spotkać się z ważnymi osobami w ich życiu, mówili: miałam w życiu swoją Monę… mieli też refleksje związane z własnym rodzicielstwem, wyraźnie podkreślali, że przedstawienie dość długo w nich rezonowało, że zmusiło ich do wspomnień i podsumowań.
Jeśli chodzi o to, co poza historią doceniali autentyczność w przedstawieniu postaci, podobał się bezpośredni kontakt z widzem, chyba się podobało, co mnie bardzo cieszy.

Tak, od tego jestem – mam nadzieję, że to jak ja odebrałem sztukę również do czegoś się Pani i widzom przyda. Kogo szczególnie chciałaby Pani zaprosić na swoją sztukę, gdzie i do kiedy można ją zobaczyć? Rozumiem, że póki co mówimy o Teatrze Warsawy. Jakieś plany na przyszłość? 🙂

Nie mam takich typów, kogo bym chciała zaprosić. A plany? Ja się chyba chciałam pożegnać. Jako aktorka zeszłam ze sceny nie pożegnawszy sie tak w swym wewnętrznym procesie. Czuję się teraz taka domknięta. Aczkolwiek mam różne glosy, że niegranie tego byłoby egoistyczne. Bo wiele osób poczuło ulgę, że mając trudną relację z matką i żywiąc do niej szerszą paletę uczuć niż miłość nie są w tym przeżyciu same.

Pięknie dziękuję za wywiad! 🙂 

Informacje dodatkowe:

Autorka: Dr Katarzyna Szaulińska, lekarz psychiatra i psychoterapeutka w trakcie szkolenia w Laboratorium Psychoedukacji, ukończyła również kurs kreatywnego pisania w IBL PAN. Publikuje wiersze, opowiadania i komiksy w czasopismach literackich i na stronach internetowych m.in. „Kultury Liberalnej”, „Wakatu”, „Odry”. Jest scenarzystką komiksu o depresji „Czarne Fale”. Pracuje w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie, gdzie pełni obowiązki ordynatora oddziału detoksykacyjnego.

Aktorka: Justyna Dworczyk – absolwentka wydziału aktorskiego i doktorantka PWSFTviT w Łodzi. Obecnie psychoterapeutka w trakcie szkolenia w Laboratorium Psychoedukacji. Na co dzień prowadzi treningi, szkolenia menadżerskie. Prowadzi gabinet wsparcia psychologicznego dla studentów wydziału aktorskiego w Akademii Teatralnej.

Reżyser: Iwona Siekierzyńska – polska reżyserka filmowa i scenarzystka. Ukończyła psychologię na Uniwersytecie Gdańskim i reżyserię na PWSFTviT w Łodzi. W 1996 r. zrealizowała film krótkometrażowy Pańcia, za który została nominowana do studenckiego Oscara. Reżyserowała głośny film „Moje pieczone kurczaki”.
Gościnny spektakl na scenie Teatru WARSawy.
Spektakl wyprodukowany przez Justynę Dworczyk.
Premiera 26 maja 2018
Reżyseria: Iwona Siekierzyńska
Tekst: Katarzyna Szaulińska
Scenografia: Ewa Pfanhauser
Kostiumy: Vasina Studio
Opracowanie muzyczne: Maja Kisielińska
Występuje: Justyna Dworczyk, Elżbieta Jarosik (głos matki)

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: