Skip to main content

Czy zdarzyło się Wam kiedykolwiek śnić? Ale śnić tak naprawdę, radośnie, bez barier? Jeśli tak, to musicie wiedzieć, że kilka miesięcy temu pojawiła się szansa, aby te senne marzenia urzeczywistnić. Mowa oczywiście o Dreams – najnowszej grze ze studia MediaMolecule będącej jednocześnie produkcją ekskluzywną dla konsoli Playstation 4. MediaMolecule to zresztą studio zasłużone dla Sony, a to za sprawą np. LittleBigPlanet, które dekadę temu święciło triumfy na tejże konsoli.

Czym jest DREAMS? W prostych słowach to edytor gier, który pozwoli nam zbudować dowolne „marzenie”. Jeśli brakuje Wam produkcji z gatunku RPG lub wyścigów samochodowych w którym bolidy przypominają pszczoły – wreszcie znaleźliście coś dla siebie. Ale po kolei.

Dreams to tak naprawdę kilka powiązanych ze sobą płaszczyzn w imię zasady „dla każdego coś dobrego”. Pierwszą z nich jest z całą pewnością „Marzenie Arta” czyli pokaz możliwości „edytora”, który jest jednocześnie główną fabułą całej produkcji. Wcielamy się w niej w młodego muzyka, który zaprzepaścił szansę na karierę i dopuścił do rozpadu swojego ukochanego zespołu. Przemierzamy lekko ponure, ale klimatyczne jazzowe miejscówki, rozwiązujemy proste zagadki, a czasami również „marzymy” w sekcjach platformowych. Raz rozmawiamy z ludźmi (świetny dubbing), innym razem ścigamy się samochodem po bezdrożach, albo w ciele małego robocika rozwiązujemy drobne zagadki logiczne. Warto szczerze powiedzieć, że nawet gdyby była to jedyna zawartość całej gry to z wielką chęcią oddałbym się przygodzie Arta całym sercem, bo chociaż ukończenie fabuły tego dema technologicznego to jedynie około 3h, tak zrealizowana jest po prostu kapitalnie i aż prosi się o więcej – mam nadzieję, że MediaMolecule usłyszy ten głos i kiedyś w ramach aktualizacji dorzuci kolejną opowieść w tym klimacie. Przygoda jest więc konkretna, nie ma w niej niepotrzebnych przestojów, a dodatkowo co krok przypomina nam (nawet swoistym znakiem wodnym), że została stworzona w dostępnym dla wszystkich edytorze i za pomocą dostępnych w nim narzędzi.

Drugą płaszczyzną Dreams jest wspomniany przeze mnie edytor, który najłatwiej wyobrazić sobie jako ogromną pustą przestrzeń. Cała obsługa przypomina trochę budowanie swojego pierwszego domu w The Sims – układamy mozolnie fragment po fragmencie albo dla oszczędności czasu miksujemy wg. własnych upodobań gotowe projekty innych graczy. Jeśli wybieramy pracę od zera czeka nas całe morze przystępnych i oczywiście w pełni spolszczonych samouczków, które wpajają nam podstawowe prawa działające w tym świecie, a także dostępną klawiszologię – bo nie można zapominać, że całość obsługujemy za pomocą pada. Sama obsługa za pomocą kontrolera jest dość prosta, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że używany jest jego system ruchowy (pad do PS4 reaguje na nasz ruch/przechylenia). Żyroskopy pracują więc na pełnych obrotach i boli tylko centrowanie znacznika, który dostajemy nie pod panelem dotykowym pada, a pod przyciskiem options – co wydaje mi się lekko nieintuicyjne. Sam system tutoriali jest naprawdę przejrzysty i doskonale przemyślany – najważniejsze funkcje aplikacji dostajemy jak na dłoni, z bardzo jasnymi podpowiedziami i nagrodami za każdą czynność, którą w drodze prób i błędów podejmujemy. Nagrody to oczywiście elementy, które możemy dowolnie używać w naszych samodzielnych produkcjach. Sam edytor jest naprawdę rozbudowany, pozwalający na kosmiczne montaże poziomów/gatunków, aczkolwiek jak na moje możliwości… zbyt wszechstronny. Na stare lata nie mam już chyba cierpliwości (i czasu), aby tworzyć od nowa rozbudowane światy. Jeszcze kilkanaście lat temu dałbym się pokroić za taki edytor (wtedy używałem narzędzia na PC zwanego The Games Factory), ale dziś… wolę grać. Jestem jednak głęboko zdumiony tym co za pomocą tej niepozornej „gry” i bądź co bądź ograniczonego sprzętu jak pad do PS4 – najbardziej zagorzali „marzyciele” umieją zrobić. A dzieje się dużo!

I tutaj pojawia się trzecia płaszczyzna Dreams czyli baza gier stworzonych przez marzycieli z całego świata. Generalnie nie mam słów, które oddałyby skalę niektórych projektów oraz ich ilość dostępna w bazie. Co najważniejsze – menu gier jest czytelne i podzielone na mnóstwo kategorii – mamy gry zgłaszane na różne konkursy, wybory społeczności, wybory MediaMolecule, gry zyskujące popularność, takie w które gra najwięcej osób itp. System jest przejrzysty i prosty, bo oparty o popularnych lajkach, a także liczbie osób obserwujących danych projekt czy remiksujących go na własnych zasadach. W bazie znajdują się w tym momencie tysiące mniej lub bardziej udanych produkcji: jedne zaskakują grafiką na poziomie topowych fpsów, ale są niesamowicie krótkie, drugie są rozbudowane „pod kurek”, ale grafika w nich jest rzeczą umowną. Dla każdego coś miłego, zwłaszcza, że w bazie istnieje mnóstwo kopii prawdziwych produkcji (przygotowanych oczywiście w Dreams) więc wpisanie w wyszukiwarkę słów: „Mario”, „Zelda” czy „Tetris” wyrzuci nam setki wyników, których testowanie zajmie nam dziesiątki godzin. I o ile mógłby to być minus o tyle czasami łapałem się za głowę jak to możliwe, że wszystkie te gry są tak zaawansowane technicznie i czy rzeczywiście edytor „marzeń” ma jakieś granice? Im więcej tym lepiej, bo różnorodność to kolejne imię Dreams. Czego tu więc nie ma: wyścigi w których w drugim okrążeniu świat zaczyna „wybuchać”? Są. Stół do Pinballa? Jest! Klon Super Monkey Ball? Jest, brzydki, ale wciągający! W pewnym momencie natknąłem się na poziomy z jeża Sonica wyglądające jak żywcem wyciągnięte z jego wcześniejszych przygód czy wspomnianą już Zeldę, której nie umiałbym odróżnić od oryginału. Myślę, że na samym testowaniu gier spędziłem jak dotąd kilkanaście godzin i nie są to godziny stracone. Twórcy wspomnieli kiedyś, że najlepsze produkcje graczy będą mogły trafić do oddzielnej sprzedaży – może to trochę skok na kasę, ale przy tym poziomie jaki niektóre prezentują – nie mogę się doczekać. Wszystkie gry uruchamiają się natychmiast, niczego dodatkowego nie musimy instalować – wystarczy być online.

Rozmawiając wczoraj o „Dreams” z przyjaciółką, ta zapytała: „I co, pewnie wystawisz 10/10”? I byłby to ruch, który zrobili praktycznie wszyscy recenzenci na świecie, ale nie mogę tego zrobić z bardzo prostego powodu – z całą pewnością jest to jednocześnie gra dla każdego i nie dla każdego. Jak to możliwe? Jeśli podzielimy ten smakowity tort jako grę z fabułą, katalog mini-gier (bo jednak tak należy to traktować) i rozbudowany edytor, który pozwala się twórczo wyżyć – to każdy dostanie tylko jeden mały kawałek, który trudno uznać za pełną grę. Oczywiście znajdą się wśród Was osoby, które jak ja wypróbują, a być może nawet pokochają każdy ze wspomnianych segmentów, ale jeśli interesuje Was tylko jeden z nich to nie gwarantuję, że poczujecie się naprawdę zaspokojeni. Trzeba sobie jednak otwarcie powiedzieć, że całość jako taka jest bezbłędna i trudno jej cokolwiek zarzucić. W prostych słowach, abyście mnie dobrze zrozumieli – najpewniej większość graczy po 10 minutach uzna, że nie ma cierpliwości do produkcji gier i być może zniechęci się do całosci.

Dreams to nie jest przygoda dla każdego, ale zdecydowanie każdy powinien ją sprawdzić. To edytor, zbiór gier, świetnie zdubbingowana produkcja, którą trzeba mieć w swojej bibliotece. Nie sprawdziłem osobiście wszystkich funkcji edytora, pewne rzeczy pozostają dla mnie czarną magią – ale to czego doświadczyłem podczas testowania „marzeń” innych marzycieli… jest trudne do opisania. Jedna z lepszych gier generacji, w którą niestety najpewniej mało kto w Polsce zagra. A szkoda, bo cudowna grafika, doskonałe spolszczenie i nieograniczone możliwości to coś o czym marzyłem od małego szczenięcia.

Czas ziścić swoje marzenia. Albo sprawdzić marzenia innych.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: