Skip to main content

Teatr Studio Buffo bawi nas od ponad 25 lat, a ja dopiero w tym roku odwiedziłem je po raz pierwszy. Wiem, dla rodowitego Warszawiaka to trochę wstyd, ale po pierwsze jakoś nigdy nie było okazji, a po drugie jestem już w wieku na tyle świadomym, że poznawanie jednej z najciekawszych scen w stolicy ma po prostu większy i bardziej świadomy smak! Na swój pierwszy raz wybrałem sztukę lekką, łatwą i przyjemną czyli farsę Boeing Boeing, którą udało mi się zobaczyć kilka dni temu właśnie na deskach Sceny Buffo. Jakie są moje wrażenia? Czy polecam ten spektakl? Już mówię!

Boeing Boeing to klasyczna farsa sytuacyjna opowiadająca historię pewnego kobieciarza, który postanowił wejść w trzy związki naraz. Żeby nie było mu mało wrażeń to z każdą z kobiet mieszka w tym samym apartamencie, ale żadna z nich nie zdaje sobie sprawy o istnieniu dwóch pozostałych. Jak to możliwe? Otóż wspomniane Panie to stewardesy konkurencyjnych linii lotniczych, a dzięki doskonale prowadzonemu kalendarzowi i nutce szczęścia – te wymijają się z zegarmistrzowską precyzją pomiędzy przylotami, odlotami i krótkimi postojami. Wszystko jest w jak największym porządku, oczywiście do czasu… gdy z powodu burzy wszystkie loty zostają odwołane, a niektóre cofnięte.

W rolach głównych występują Krzysztof Wieszczek, Rafał Królikowski / Łukasz Simlat, Cezary Kosiński / Maciej Wierzbicki, Magdalena Boczarska, Olga Bołądź / Katarzyna Ankudowicz, Dominika Figurska / Karolina Nolbrzak. Generalnie jeśli chodzi o obsadę to jestem bardzo zadowolony, gdyż nazwiska są duże, a występ na przyzwoitym poziomie pewny. Nie widziałem jednak na scenie wszystkich, ale myślę, że w każdej możliwej komfiguracji Boeing Boeing daje radę. Wdając się jednak w szczegóły, to Panowie Simlat oraz Wierzbicki zrobili na mnie naprawdę dobre wrażenie, aż chce się powiedzieć, że odwalili kawał dobrej roboty. Nie wiem czy to zasługa wieloletniego doświadczenia czy świetnie napisanych ról. Najmocniej jednak zapadł mi w pamięć Pan Wierzbicki w roli… gosposi. Występ ten okazał się być naprawdę niesamowity, przebojowy i zabawny. Zdecydowanie najjaśniejsza „gwiazda” tego przedstawienia. Jestem również zaskoczony świetną rolą Olgi Bołądź, którą jak dotąd kojarzyłem wyłącznie z rolami twardych, męskich policjantek, a w Boeing Boeing pokazuje swoją niezwykle uroczą, kobiecą stronę. Ze wszystkich Pań to własnie ona zrobiła na mnie największe wrażenie, a każda minuta w której widać ją na scenie jest ucztą dla oka i duszy. Jeśli już miałbym na coś narzekać to na główną rolę Krzysztofa Wieszczka – nie mówię, że grał źle, bo nie grał, aczkolwiek średnio mi pasował do tego co musiał zagrać. Role „przesadzonego” amanta chyba nie są dla niego, bo ja w to po prostu nie uwierzyłem.

Jeśli zaś chodzi o fabułę to ta jest generalnie bardzo w porządku, w dodatku z wyjątkowo pełnym, sensownym finałem. Strasznie podobał mi się rozsądek większości scen, pewna płynność je łącząca oraz fakt, że to naprawdę zmyślnie napisana sztuka. Jeśli maiłbym się do czegoś przyczepić to z pewnością do dialogów prowadzonych przez niemiecką stewardesę. Te niestety przepełnione były jej ojczystym językiem i niestety 80% jej wypowiedzi po prostu nie zrozumiałem. Dziwi mnie to tym bardziej, że np. amerykanka wtrącała zdecydowanie mniej obcych słów niż jej koleżanka. I teraz pytam dlaczego, skoro angielski zna więcej osób niż niemiecki? Generalnie to właśnie reżyseria niektórych kwestii pozostawiała najwięcej do życzenia, można to było zrobić prościej i przystępniej. Ja wiem, że to najprawdopodobniej wina tekstu, albo nie dało się tego przełożyć lepiej – ale drobny niesmak pozostaje.

Dekoracje w Boeing Boeing to wątło urządzone mieszkanie, w którym znajdziemy kilka kanap, krzeseł, stół i masę… opisanych drzwi. W sumie pozwala to widzowi ogarnąć początkowy mieszkaniowy chaos, ale z drugiej strony… jeszcze nie spotkałem w teatrze dekoracji, które mają jasne oznaczenia: kuchnia, łazienka, pralnia, sypialnia. Całość ogólnie nie przeszkadza w odbiorze i dobrze pasuje do klimatu sztuki, ale przyznam szczerze, że odebrałem wystrój jakoś tak biednie. Nawet kolory ścian były trochę wypłowiałe. Oczywiście to tylko moje prywatne zdanie, ale widać, że sztuka wystawiana jest po pierwsze rzadko, a po drugie została przystosowana do obwożenia z przedstawieniami po całej Polsce. Mogę się oczywiście mylić, ale nie zmienia to faktu, że towarzyszyło mi właśnie takie niejasne uczucie, że osoba odpowiedzialna za scenografię mogła się bardziej postarać.

Dźwięk wypadła na tle dekoracji zaskakująco dobrze i nie mam mu kompletnie nic do zarzucenia. Studio Buffo to wszak teatr muzyczny, więc na dźwięku znają się jak nikt. Wszystkie dialogi, krzyki, szepty rozchodzą się jak najbardziej prawidłowo tak na parterze jak na rozległym balkonie na piętrze. Siedziałem w Buffo w obu miejscach i w każdym jest jednakowo dobrze. Jeśli mógłbym cokolwiek Wam podpowiedzieć, to jeśli chcecie naprawdę dobrze widzieć – radzę kupować bilety mniej więcej na środku – rzędy są obojętne, chociaż na balkonie lepiej usiąść bliżej niż dalej.

Boeing Boeing to dobry spektakl, chociaż nie ustrzegł się kilku wpadek techniczno-reżyserskich. Jest to mimo wszystko sztuka dla każdego, a szczególnie dla tych z Was, kochających farsy. Publiczność podczas spektaklu niejednokrotnie płakała ze śmiechu, mi też się to zdarzyło – więc pod tym względem sztuce nie można niczego zarzucić. Jak już powiedziałem, a powtórzę: mi się owszem podobało, aczkolwiek pewne rzeczy umiałbym i chciałbym poprawić. Nie moja to jednak rola, więc z pewnymi niedoróbkami trzeba będzie żyć. Nie przeszkadza to jednak w odbiorze, bo tekst jest miejscami naprawdę świetny. Ja ze swojej strony już teraz zapraszam Was na kolejny spektakl, który odbędzie się  20 i 21 czerwca! Bilety w cenach od 80 do 120zł kupicie w kasie teatru oraz poprzez ich stronę internetową. A po spektaklu koniecznie dajcie znać w komentarzu jak Wam się podobało! Czekam i do zobaczenia w Buffo!

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

4 komentarze

  • . pisze:

    Przykro mi to stwierdzić ale ten spektakl to odgrzewany kotlet tak zwany ponieważ Mayday wyniósł zbyt wysoko takie perypetie po prostu podniósł poprzeczkę za wysoko na drugim miejscu pomoc domowa również podobna fabuła będąc w krótkim odstępie czasu na trzech występach dodając do tego Boeing Boeing wypada na tle tych dwóch trochę blado każdy znajdzie coś dla siebie trochę się idzie pośmiać z naciskiem na trochę Jeżeli ktoś szuka fajnej sztuki i grają u niego w mieście o podobnej tematyce nazywa się „prawda” mam wrażenie że dużo lepsza Jeżeli szukacie w sztuce tego czegoś To Mayday Number One polecam w Katowicach Perfect

  • Wesellerka pisze:

    Już długi czas myślałam nad tą sztuką i Twoja recenzja mnie przekonuje. Z Buffo koniecznie obejrzyj „Metro”. Mam gęsią skórę za każdym razem, gdy oglądam, a byłam już trzy razy 😀 Piosenki ze spektaklu znałam już jako dziecko, gdyż moja starsza siostra miała ich kasety 🙂 Żałuję, że nie widziałam „Metra” z oryginalną obsadą ;(

  • Karolina pisze:

    Mnie się do tej pory nie udało wybrać do Buffo… I tak trochę mi wstyd z tego powodu, bo w innych bywam dość często.

  • Szaman pisze:

    Chiba nie mój klymat :<

Zostaw komentarz: