Skip to main content

Dzień dobry! Witajcie w najnowszym „Aktualnie w kinie”! Dziś mam dla Was prawdziwą perełkę złego smaku, która… o dziwo nie wywołała u mnie zbytnich torsji! Chociaż byłoby to dość dziwne, bo praktycznie od zawsze cenie sobie „złe kino”. Mowa oczywiście o filmie Iron Sky: Inwazja. A o czym opowiada rzeczona produkcja? Myślę, że nie ma się co rozpisywać, wrzucę Wam tylko kilka słów kluczy: kosmos, Hitler, dinozaury. Zaintrygowani? W takim razie z okazji taniej środy w Cinema City zapraszam Was do odwiedzania właśnie tej sieci kin. Oczywiście nie tylko jutro, ale każdego dnia. Premier w tym roku wystarczy dla wszystkich! Zapraszam Was również na moje media społecznościowe! Znajdziecie mnie na Twitterze [klik], na Instagramie [klik] oraz oczywiście na Facebooku [klik]. Od teraz istnieje również specjalny profil na Instagramie poświęcony wyłącznie mojemu blogowi. Serdecznie zapraszam!

  • Iron Sky: Inwazja

O czym: Na ciemnej stronie księżyca istnieje baza w kształcie swastyki. Mieszkają w niej ostatnie niedobitki ludzkości, które uratowały się z wojny nuklearnej. Młoda Obi zmuszona jest wyruszyć na zdewastowaną Ziemię, aby pozyskać z niej cenną energię, która pozwoli „naszej rasie” przetrwać. Nie wie tylko, że mieszka na niej Hitler i inni nie mniej groźni przywódcy pod postacią zmiennokształtnych maszkar.

Dlaczego tak: Bo to pastisz pełną gębą! Czego tu nie ma: Hitler, raptory, wyścigi rydwanów, wybuchające wulkany, święty Grall, jaja z kina akcji, jaja z kina przygodowego, jaja z… nie będę spoilerował, ale obiecuję, że wiele razy złapiecie się za głowę. Albo za jaja. Film jest nawet nieźle „zły” aktorsko, ogólnie ma bardzo fajne efekty specjalne – te może nie są na poziomie superhitów, ale widać, że ktoś spędził nad nimi kilka godzin i dobrze wykorzystał budżet. Generalnie Iron Sky to przyjemna rozrywka. Kit Dale w roli mięśniaka irytował mnie (to jego pierwszy film), ale zagrał całkiem fajną postać.

Dlaczego nie: Dlatego, że to film dla mocno specyficznej grupy odbiorców. W dodatku zabrakło tutaj jakiegoś dużego nazwiska. Nawet takiego dla beki, jak David Hasselhoff – a tak większość obsady jest (przynajmniej dla mnie) dość mocno anonimowa. Generalnie wolę kino pokroju Sharknado, naziści to nie moja bajka.

Kiedy: Tak w ogóle to jest sequel filmu z 2012 roku. Ale nie trzeba znać oryginału. Dwójki w sumie też nie trzeba – zależy czy lubicie tego typu filmy. Ja otwarcie ani nie polecam, ani nie drwię z tych co na niego pójdą.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: