Skip to main content

Witajcie po naprawdę długiej przerwie. Jak mogliście zauważyć w listopadzie nie pojawił się nawet jeden post kinowy, a ja sam na dobrą sprawę nie oglądałem niczego od prawie dwóch miesięcy. Niestety pokonało mnie zdrowie, a szpital i operacja nie pomogły w nadrobieniu zaległości – nadmiar wolnego czasu spędziłem razem z konsolą (co widać w ostatnich postach). Dziś wracam do Was z Krainą Lodu 2 oraz komedią Jak poślubić milionera?. Pierwszy z omawianych filmów premierę miał już jakiś czas temu, osobiście go nie widziałem, ale swoją opinię dostarczyła moja przyjaciółka Iga. Ja natomiast udałem się wczoraj na drugą propozycję i… trochę brak mi słów. Mam nadzieję, że zostaniecie z nami do końca i że zimne, ponure i ciemne wieczory spędzicie właśnie w kinie. Post powstał oczywiście  z okazji taniej środy w Cinema City.

  • Kraina Lodu 2

O czym: W królestwie rządzonym przez Elsę pojawia się problem, który zmusza jego władczynię do podróży do Zaczarowanego Lasu. Dziewczyna musi odkryć tajemnice przeszłości, aby uratować swoich poddanych. Oczywiście może liczyć na pomoc siostry Any oraz Kristoffa, renifera Svena i bałwana Olafa.

Dlaczego tak: Bo chyba wszyscy czekali na ten film. Bo po raz kolejny najważniejszym rodzajem miłości ukazanym na ekranie jest ta, która łączy siostry. I choć to Elsa ma moc, również Ana odgrywa ważną rolę w uratowaniu Królestwa, za co zresztą spotyka ją na końcu nagroda. (Ale nie spoilerujmy!). Bo animacje są zachwycające, a suknie Elsy to prawdziwe dzieła sztuki. Bo wreszcie poznajemy odpowiedź na pytanie, skąd wzięła się u niej tajemnicza, lodowa moc. „Dwójka” jest w moim odczuciu zabawniejsza od poprzedniczki, choć nie brak tu również poważniejszych scen, jak wtedy, gdy bałwan Olaf długo rozmyśla nad przemijaniem. Jest humor, jest akcja, jest przesłanie. Ach, no i jest duch ognia, przeurocze stworzenie, które z każdym pojawieniem się na ekranie wywoływało na widowni przeciągłe awwwwww.

Dlaczego nie: Bo możliwe, że czekaliśmy zbyt długo. Sześć lat od „jedynki” to szmat czasu, a reżyserzy nie ułatwiają widzom zadania, gdyż przez niemal połowę filmu w zasadzie nie wiadomo, co się dzieje na ekranie. Są wesołe momenty, są skłaniające do refleksji, są też oczywiście piosenki, ale człowiek przez cały czas ma w głowie myśl „tylko o co tu właściwie chodzi?”. Co do piosenek, choć przyjemne, żadna nie ma szans stać się hitem na miarę Let it go/Mam tę moc. Ale czy ktoś się tego w ogóle spodziewał? Było też kilka lekkich zgrzytów, jak np. to, że Kristoff raz był Kristoffem, a innym razem Krzyśkiem. Dziwnie brzmiało też przekładanie imienia jednej z bohaterek na Hania-Maja, ale poza tym dubbingowi trudno coś zarzucić.

Kiedy: Teraz! Nie jest to może typowo świąteczny film, ale z pewnością jest to porządne kino familijne i jeśli chcecie zabrać na coś dzieci do kina z okazji zbliżających się Mikołajek, druga część Frozen nie zawiedzie ani waszych pociech, ani was. Ta przełamująca stereotypy animacja zarówno was rozbawi, jak i skłoni do myślenia. A kiedy pojawi się na DVD z pewnością będziecie chcieli obejrzeć ją jeszcze raz.

  • Jak poślubić milionera?

O czym: Młoda rozwódka z 10 letnim synem postanawia wziąć udział w kursie podrywania wpływowych mężczyzn, aby wreszcie opłacić rachunki (z czym nie radzi sobie pracując na 2 zmiany).

Dlaczego tak: Małgorzata Socha jest zjawiskowa!

Dlaczego nie: Bo ten film to dno. Warstwa techniczna jest oczywiście poprawna, ale każdy element scenariusza to obraza dla widza, a w szczególności dla kobiet. „Dobra dziewczyna”, której wyłączają prąd (a mieszka w lofcie z widokiem na Warszawę), która pracuje na dwie zmiany, aby utrzymać syna – zamiast docisnąć męża na alimenty to idzie na kurs, gdzie Małgorzata Foremniak uczy życia na zasadzie: „nie przyznawaj się do swojego wieku, ukrywaj, że masz dziecko, cycki w górę”. A nasza główna bohaterka wypożycza sukienkę i kompletnie tracąc godność rusza na podryw. Raz z królem parówek, drugi raz z wdowcem, aby tak naprawdę kochać zajętego piłkarza, który za moment bierz ślub z Justyną Steczkowską. I tak postacie pojawiają się po nic, ich wątki znikają bez powodu, mądrość i naturalność miesza się z brakiem jakiegokolwiek honoru głównej bohaterki, a jej wydumane zasady moralne scenarzysta raz po raz wrzuca do kibla i spuszcza wodę. Miałem chociaż nadzieję na oryginalne zakończenie, ale oczywiście wszystko, że tak powiem – trafił chuj. Większość obsady nie jest w stanie zagrać swojej roli (Foremniak z mega słabym głosem i cieniutkimi dialogami), kompletnie straciła kontakt z rzeczywistością (Mecwaldowski) albo wcieliła się w wesołego zjeba, którego kopnąć w dupę to za mało (Mikołaj Roznerski). W tym filmie wszystko jest nudne, skrajne (Julia Wieniawa nie wie co to karny), albo obraźliwe (Edyto Olszówko, szanowałem Cię kiedyś całym sercem – co to za postać, co to za uśmiechy, co to za bzykanie w samochodzie). Swoją drogą jeśli czyta to jakiś twórca – fajnie zrobiliście Paryż! Jak Wam zapłacili za te efekty, w bonach do Tesco?

Kiedy: Nigdy, chyba że dla beki i obowiązkowo w kilka osób. Tylko powiem z ręką na sercu, że Jak poślubić milionera? jest naprawdę okrutnie nudne.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: