Skip to main content

Teatr Capitol w Warszawie zaprosił mnie na rewelacyjną komedię w doborowej obsadzie – Klub Mężusiów. Jak było? Już opowiadam!

Czterech mężczyzn w średnim wieku ma poważny problem: ich żony uwielbiają zakupy. W każdą sobotę rozpoczyna się więc, rajd po galerii handlowej, tysiące niepotrzebnych towarów lądują w sklepowych wózkach i na wyciągach z kart kredytowych naszych bohaterów. Na szczęście odnaleźli oni puste pomieszczenie w podziemiach centrum, w którym nie są zmuszani do wyścigu za promocją na nowe majtki, koronkowe staniki i prawie oryginalne kolczyki. Znieśli fotele, telewizor, dużo piwa. Oglądają mecze, rozmawiają. Są wolni! Żony myślą natomiast, że musieli urwać się na pilną konferencję, lub jak to mówią sami bohaterowie: „zorientują się, że zostały same, w tym nienormalnym szale zakupów i idiotycznym pościgu za promocją, dopiero przy kasie, i to tylko jeśli zapomną pinów do kart.”

Klub Mężusiów to czysta i genialna komedia o prawdziwych mężczyznach i o tym, jak bardzo nie rozumieją oni kobiet. W rolach głównych zobaczymy kilku znakomitych aktorów, naprzemiennie odgrywających kolorowe postaci. W rolach głównych Krzysztof Tyniec/Tomasz Dedek, Karol Morawski, Michał Milowicz/Jacek Kawalec, oraz Robert Wabich/Bogdan Kalus.

Dowcipy? Lekkie i idealnie obrazujące subtelne różnice, pomiędzy obojgiem płci. Puenty? Zdecydowanie szybkie i trafne. Między aktorami panuje męski luz i chemia, która uwydatnia czym jest prawdziwa męska przyjaźń, jak subtelna potrafi być oraz jak przewrotnie może się potoczyć. „Klub” to nie tylko cięte wymiany zdań, ale i kilka wykonań ponadczasowych piosenek, które złamały niejedno kobiece serce. Oczywiście najlepiej śpiewa i porusza się Michał Milowicz, ale to chyba oczywiste – z piosenką od zawsze miał wiele wspólnego. Aktorzy tańczą, skaczą, rozbierają się do bokserek, śpią w jednym łóżku czy biją na pięści. Jest jak w jednej, wielkiej męskiej rodzinie. Publiczność doskonale to czuje i co chwila wybucha gromkimi brawami oraz szczerym, nieskrępowanym śmiechem.

Dekoracje to małe mistrzostwo świata, widzimy całe pomieszczenie, drzwi, wózek sklepowy, telewizor, plakaty z dziewczynami, plakaty piłkarskie, rękawice do boksu – miszmasz i pozorny chaos. Ale przecież to męski schron, jest więc i lodówka z piwem i stolik na pizzę. Mimo nieładu, wszystko ze sobą współgra, wszystko ma swoje miejsce, nawet setki puszek po piwie są ważnym elementem fabuły. Co i raz słyszymy też wrzawę centrum handlowego, umiejscowionego „tuż za ścianą”, lecz pozostającego w sferze wyobraźni.

Muzyka czy efekty dźwiękowe są odpowiednio głośne, dobrze zaaranżowane. Przy piosenkach nogi same rwą się do tańca. Czasami miałem wrażenie, jakby muzyka grana byłaby na żywo. Magia.

Klub Mężusiów to ciągle aktualna satyra na społeczeństwo konsumpcyjne, na kobiety, na mężczyzn. Z jednej strony obserwujemy monologi czy dialogi męskie, które bardzo celnie podkreślają to, jak kobiety są dziwne, zwierzęce i trudne do zrozumienia. Z drugiej strony w tych dialogach widzimy męską małostkowość, prostotę wiecznych chłopców.

Żarty dotykają więc, nas wszystkich, niezależnie od płci, nikogo jednak nie obrażą, bo szydzą z tak wielu rzeczy, że nie zdążymy się z którąkolwiek utożsamić, a już zaatakuje nas inna. Szybkość, tempo, maraton dowcipów!

Teatr Capitol doskonale dobiera repertuar, który z radością będę opisywał, ponieważ dowolna sztuka z ich „menu” to zawsze gwarancja dobrej zabawy, tony śmiechu i radości. Jestem poruszony i szczęśliwy! Więcej, och więcej, takich sztuk!

Czas trwania to 120 minut (z przerwą).
Bilety w cenie 85zł, 99zł, 130zł.

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

4 komentarze

Zostaw komentarz: