Skip to main content

Urodziłem się w 1988 roku, oznacza to, że mam 26 lat. Gdy dorastałem, na Polonii 1 leciały japońskie bajki z włoskim dubbingiem i polskim lektorem, a gry komputerowe kupowało się u rosyjsko-języcznych dżentelmenów na Stadionie 10-lecia. Wypożyczalnie wideo miały najnowsze filmy, to prawda. Mój stryj prowadził jedną z nich, jednak kasety miały przeważnie domowo drukowane nalepki. Nie jest to dziwne, bo leżały obok żółtych kartridży do Pegazusa, które zresztą można było wypożyczyć na weekend za odpowiednią opłatą. Cóż, w sumie konsola z „Super Mariem”, którą każde z nas miało w domu, też było podróbką japońskiego NESa. Takie czasy. W telewizji naciągano ludzi na rozmowy telefoniczne przez sympatyczną grę w „Hugo”, zaraz po tym Shazza śpiewała o tym, ile kropek mają jej majtki. Chuck Norris też patrzył groźnie co niedzielę, ale nie bałem się go, wiedziałem, że MacGyver mnie obroni. Pamiętam też, ze ludzie chodzili w foliowych dresach, a moja mama miała dziwną fryzurę.

I teraz jestem wspomnianym 26 latkiem w 2014 roku. Jestem już dorosły i patrzę na oba światy.

Nie wydaje mi się, abyśmy byli straconym pokoleniem. Mam pracę, stać mnie, aby wyjechać na wakacje. W swoim życiu byłem już pracownikiem kina, specem od social-media, pracownikiem agencji reklamowej czy nawet rozpakowywałem Tiry. Nigdy nie narzekałem tak na poważnie, że jest męcząco, że mało płacą. Właśnie odwrotnie, po każdym „Tirze”, gdy wracałem kolejnego i kolejnego dnia, cieszyłem się, że silniejsi i więksi niż ja – odpadali – a ja ciągle przychodziłem do pracy i ciągle miałem siłę. Jeśli ktoś nie pracuje, to prawdopodobnie nie chce, oczywiście – praca marzeń to jedno i warto do niej dążyć – ale praca jest i to nieźle płatna, trzeba się tylko umiejętnie po nią schylić. Kiedyś co prawda pracę miał każdy, nawet ten, który nie chciał. Ale dziś mamy wybór, jeśli ktoś chce umrzeć z głodu – to czemu nie.

Podobno jesteśmy straconym pokoleniem, leniwym, głupim. Ja wprawdzie się nie uczę, ale moi bracia są na studiach. To już o 100% więcej studiującej rodziny, niż 30 lat temu, gdy co prawda kilka lat Politechniki zaliczył mój tata, ale na tym światła historia mojego rodu się wtedy kończyła. Natomiast 90% moich znajomych walczy o wiedzę, zaliczając kolejne egzaminy, wstając na kolokwia o 8 rano. Mimo tego, że mamy internet, mimo tego, że mogliby wtedy grać w kolorowe diamenty na Facebooku. Niektórzy walczą, niektórzy rozwijają pasję. Bo chcą, bo dzięki nowemu ustrojowi mogą i jest coraz lepiej. Ostatnio obiegła świat informacja, że drugi kierunek studiów będzie bezpłatny. Naprawdę masa osób bardzo się z tego cieszy i już planuje dalszą „naukową” przyszłość.

Jak wiadomo „w młodości siła” i być może, gdy będziemy starsi, staniemy się naszymi rodzicami, ale nie można oceniać tego już dziś. My nie wiemy z reguły „kto jest kim” w setnej telenoweli na kablówce. My wchodząc do domu nie łapiemy za program telewizyjny, jedyną życiową radość wyciągając z tandetnego filmu, z jego niby premiery, chociaż w kinach był trzy lata temu. My chodzimy ze sobą na spacery, wychodzimy do kawiarni. Ja sam w teatrze jestem kilka razy w miesiącu, w kinie – kilkanaście. Udzielam się na scenie, jestem naczelnym serwisu o grozie, piszę do magazynów, recenzuje, bywam na premierach, robię zdjęcia. Telewizor jeśli już włączam, to głównie do oglądania wiadomości – bo z tego „nieróbstwa” nie mam czasu na gazety. Za to mam na książki, bo statystyczny polak czyta. Dużo czyta. Książka i gra planszowa – to najczęstsze prezenty jakie moi znajomi dostawali w ubiegłym roku. Oczywiście jeszcze filmy lub koncerty na DVD, ale jednak te pierwsze były mocniej zaakcentowane. I legalność – coraz więcej kupujemy, coraz bardziej rozumiemy i szanujemy prawa autorskie. Naszą pierwszą myślą, gdy widzimy zapowiedź nowego filmu nie jest jak u naszych rodziców „ściągnij mi”, a „kiedy znajdę czas na kino w natłoku zajęć”. I znajdujemy, bo dla nas doba trwa dłużej niż 24 godziny,

Adoptujemy zwierzęta, pracujemy, śmiejemy się. Spędzamy dni w bibliotekach i na boiskach ucząc się jak trafić do kosza. Zbieramy na domy dziecka czy nagrywamy amatorskie teledyski, tańczymy w sobotnie wieczory, urządzamy ogniska na plaży.

Przemiana społeczna w latach 90′ odebrała trochę naszym rodzicom, sprawiła, że swoje niepowodzenia i oczekiwania przerzucili na nas, ale nam dała bardzo dużo. Dała nowe szanse, które z całą pewnością wykorzystujemy. Mówię to z pełną świadomością jako osoba – która żyje. Po prostu żyje. Nie wiem czy dobrze, czy źle – ale na pewno inaczej niż przedstawiają to media. A że trochę nieporadnie? Mnie nikt tego życia nie nauczył. Wszystko zdobywam sam. I daje mi to masę radości.

 

Tekst powstał jako poparcie spontanicznej akcji #nienarzekam, którą zapoczątkował na swoim blogu w NaTemat Wojtek Kardyś, poruszony artykułem w Newsweeku. Do przeczytania tutaj: http://wojtekkardys.natemat.pl/105869,mam-26-lat-i-nie-narzekam

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

6 komentarzy

  • ja cek pisze:

    Wiadomo że świat „idzie do przodu”, wiadomo że jesteśmy mądrym i pracowitym społeczeństwem…

    Mądrym chodzi o to, że owoce tej pracy spijają pijawki pookrągłostołowe (jak Pitera, która głosowała za wiekiem emerytalnym 67, po czym przeszła na emeryturę mając 61 lat 🙂 O pchaniu się do eurokoryta, gdzie masz 1 000 000 zł rocznie za nic nie wspomnę 😉 )

    Najgorzej mają CI prowadzący działalność gospodarczą niestety… W rządzie te same gęby co 25 lat temu – lub ich wychowankowie… 🙁
    https://www.youtube.com/watch?v=5CJ3VJ_CJss&index=2&list=UUrFx0KTUzpDQY2mkLWoIdyg

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      Siedzą tam sępy, to prawda 🙂 Chociaż czasami wydaje mi się, że narzekamy na nich bo lubimy, bo to taki nasz sport. Przecież sami moglibyśmy się tam dostać, zamiast być zazdrosnymi ile zarabiają. Kumpel mojego brata chodził, chodził i w wychodził jakąś młodzieżówkę, a w pierwszym roku pobytu u nich załatwił w swojej dzielnicy imitację skateparku.

  • Paulina Majewska pisze:

    Dobre masz życie. Nie zauważyłam, żebyśmy byli straconym pokoleniem, dajemy czadu. Tworzymy nową rzeczywistość, kreujemy ją.

    • Piotrek Gniewkowski pisze:

      Owszem! Jesteśmy najlepsi w tym jacy jesteśmy i nikt nie będzie nam mówił, że coś robimy źle, bo mamy do tego prawo 🙂 Do tego jeszcze nie wywołaliśmy żadnej wojny, a oni już kilka 🙂

  • Lecter pisze:

    Wzruszyłam się. Dawno nie czytałam tak optymistycznego, a z faktycznym odniesieniem do rzeczywistości tekstu.
    Dziękuję:)

Zostaw komentarz: