Nigdy w życiu nie grałem w MMO. W czasach świetlanej młodości zdarzało mi się grać w gry przeglądarkowe (np. Plemiona), ale to jednak zdecydowanie inna para kaloszy niż Massively Multiplayer Online, której poświęcamy setki godzin rozwijając swoją postać i walcząc z innymi graczami w czasie rzeczywistym. Nie grałem z dwóch powodów – pierwszym było niskiej jakości połączenie internetowe, drugim – abonamenty wymagane do gry w większości tego typu produkcji. Kiedy dostałem propozycję zrecenzowania The Elder Scrolls Online – Greymoor poczułem się lekko przerażony. Generalnie nie tylko niczego nie wiem o wspomnianym świecie, mechanikach grach MMORPG, ale również lekko przytłoczyło mnie to, że Greymoor jest „ntym” już dodatkiem do tej przeogromnej gry. Okazuje się jednak, że wspomniany dodatek to doskonała okazja, aby spróbować wkręcić się w tę nietuzinkową produkcję stosunkowo niskim kosztem. Jeśli jak ja jesteś noobem we wszelkiej maści MMO – ta recenzja jest dla Ciebie! Za kopię gry dziękuję firmie Cenega, a The Elder Scrolls Online – Greymoor ogrywałem na konsoli Playstation 4 PRO.
Akcja Greymoor dzieje się w zachodniej części Skyrim w rejonie w którym tajemnicze burze zwane Harrowstorms zamieniają normalnych mieszkańców tej pięknej krainy w krwiożercze potwory. Zadaniem gracze jest rozwiązanie tej trudnej sytuacji, walka z setkami przerażających stworów i pokonanie potężnego Lorda Wampirów. Po drodze wykonamy oczywiście dziesiątki zadań pobocznych oraz podniesiemy poziom naszej postaci. Greymoor jest zarazem jednym z największych rozszerzeń, gdyż według HLTB przejście całości wraz ze zbieractwem dodatkowych śmieci to ok. 27h z waszego życiorysu.
Gameplay jest dość standardowy dla tego typu gier – otrzymujemy niemego bohatera, rozbudowany edytor postaci oraz pulę punktów, które możemy swobodnie rozdzielić pomiędzy rozmaite umiejętności naszego wojaka. Ważnym wyborem jest również rasa/klasa postaci – tutaj wybierać możemy w naprawdę sporej puli rozmaitych atrybutów – co ciekawe – naprawdę dobrze opisanych i dających dość jasny pogląd kogo tak naprawdę tworzymy. Wspomniałem na początku, że jest to recenzja dla „noobów”, którzy nie wiedzą jeszcze z czym to się je – i takie jest też Greymoor – chociaż na swojej drodze spotkamy setki graczy (u mnie zaczęli się pojawiać już w lokacji początkowej) to większość tego rozszerzenia jesteśmy w stanie przejść w pojedynkę. Oczywiście kooperacja również jest możliwa – aczkolwiek początkujących śmiałków może jednak przerażać. Jeśli jednak pragniecie rzucić się w wir publicznej walki – nic trudnego – lochy, potężni bossowie czy specjalne globalne eventy dziejące się w burzach Harrowstorms również staną przed Wami otworem. Próg wejścia jest dość niski, gdyż dodatek dostępny jest dla wszystkich osób – tak starych wygów jak i graczy, którzy dopiero tworzą swoją postać. Problemem może być jedynie wymóg posiadania oryginalnego The Elder Scrolls Online, aczkolwiek mój kod do pobrania dodatku z jakiegoś powodu aktywował również i pełną wersję gry. Nie wiem jak to do końca działa przy zakupie, ale w tym momencie trwają styczniowe przeceny np. w PS Store i podstawka chodzi tanio jak nigdy. Gra solowa również ma sens, ponieważ pozwala mocniej wczuć się w historię i całe lore świata – dzięki temu możemy przechodzić grę w swoim tempie i nie przejmować się np. tym, że jako słabe ogniwo zawiedziemy kogokolwiek z drużyny brakiem skilla, wiedzy czy chociażby odpowiedniego do osiągnięcia zwycięstwa poziomu.
Okej, ale co się właściwie robi w takiej grze? Nie będę owijał w bawełnę, że generalnie to chodzi się po lochach i walczy się z rozmaitym plugastwem (np. wielkimi pająkami, wampirami czy wilkami) za pomocą broni białej oraz magii. Postać zdobywa doświadczenie, rozmaite atrybuty czy umiejętności pasywne. Jeśli nie jesteśmy w lochach to najpewniej przyjmujemy zadania od wieśniaków – a to trzeba komuś pomóc, a to coś przynieść, a to pozbyć się jakiegoś agresora z okolicy. Mając odpowiedni poziom i zapisując się do gildii możemy brać również udział w rajdach – czyli grupowych atakach na bardzo silnych przeciwników. Greymoor to także zbieranie lootu czyli przedmiotów, które wypadają z pokonanych przeciwników. To też nowa profesja archeologa i możliwość odnajdywania legendarnych przedmiotów poukrywanych w świecie Skyrim. Poziom trudności jest raczej sympatyczny, a walka generalnie dość satysfakcjonująca – myślę, że nie będziecie zawiedzeni. Cała kraina jest naprawdę wielka, miasta gęsto zaludnione, a rozsiane tu i ówdzie ogniska pomogą w szybkiej podróży.
Pomimo sporych rozmiarów i rozbudowania (sam dodatek + podstawka zjadły mi prawie 100GB) wszystko śmiga bez przycięć, problemów i jakichkolwiek zawieszeń. Otrzymałem też informację z pierwszej ręki, że grając na PS4 PRO zdecydowanie widać np. lepszą rozdzielczość i płynność ruchów.
To co mi się nie podobała to ogólny nastrój oraz grafika. Jeśli miałbym wskazać jakiegoś „poważniejszego” RPG w którym spędziłem naprawdę wiele godzin, to na pewno na myśl przychodzi mi seria Final Fantasy. Mroczne, gotyckie klimaty Skyrim czy Gothica nigdy mnie specjalnie nie podniecały, prawdę mówiąc wolałem japońszczyznę w najczystszym wydaniu. W TESO jest ciemno, jak dla mnie za ciemno, a dodatkowo mocno sterylnie. Grafika charakteryzuje się małą ilością detali – co widać np. na kwadratowych skałach czy mijających nas graczach – jeśli chodzi o potwory jest trochę lepiej, ale nadal to nie jest poziom, którego bym wymagał.
Poruszanie się jest jak dla mnie zbyt ślamazarne i toporne – na szczęście standardowy widok z oczu można przełączyć na ten trzecioosobowy, co przynajmniej u mnie zwiększyło komfort i oddaliło trochę ból głowy, który niestety w grze „pierwszoosobowej” atakował mnie trochę zbyt często. Początkowo przerażał mnie też ogrom opcji oraz ich tabelkowość – widać rodowód z komputerów osobistych – moim zdaniem bez myszki przeżyjemy, ale jeśli chcemy komunikować się z innymi graczami (chociaż oczywiście można zrobić to za pomocą głosu) to bez klawiatury nie radzę podchodzić. Brakowało mi też języka polskiego – wersja angielska jest bardzo klimatyczna, ale nie będę ściemniaj, że nie chciało mi się tego wszystkiego w tej wersji czytać. Warto pamiętać jednak, że TESO zadebiutował już dobrych kilka lat temu, a wtedy jeszcze lokalizacja tego typu gier nie była specjalnie modna. Szkoda, gdyż wersja PL zdecydowanie przytrzymałaby mnie ze sobą na dłużej.
Pomimo pewnych wad The Elder Scrolls Online – Greymoor to naprawdę przyjemny start w świecie Skyrim. To mnogość terenów, setki dialogów, tysiące NPC oraz żywych graczy. To setki godzin, które spędzicie bawiąc się jak nigdy – pod warunkiem, że kupujecie stylistykę i surowość otaczającego Was świata. Ale znam świrów, którzy o wspomnianej krainie wiedzą wszystko i wiem, że wkręcić się w The Elder Scrolls Online jest niezwykle łatwo – tak jak kiedyś we wspomnianego wcześniej Gothica.
Bardzo trudno ocenić mi produkcję Bethesdy jako całość, gdyż Greymoor jest jedynie wycinkiem większej układanki, ale to solidne rozszerzenie, w dodatku bardzo przystępne dla nowicjuszy. Rozszerzenie, które nie wymaga zbytniego levelowania i nie przymusza do współpracy z innymi graczami. Moja ocena (dla fanów tego typu klimatów) 7/10!
ps. wg mojej wiedzy do gry nie jest potrzebny dodatkowy abonament (może oprócz np. aktywnego PS+). Przynajmniej mnie TESO nigdy o niego nie poprosił.