Skip to main content

Na swoim blogu od czasu do czasu lubię delikatnie zboczyć w rejony niezbadane – bo ile można w końcu opowiadać o filmach, grach czy wydarzeniach kulturalnych. Czasami człowiek potrzebuje odrobiny muzyki, adrenaliny. Przeczesując polskie alternatywne playlisty na Spotify – natknąłem się na niezwykłą osobowość – wokalistkę, perkusistkę, autorkę tekstów, producentkę muzyczną: WRONĘ. Uznałem, że nie mogę dłużej czekać i z miejsca zaproponowałem jej krótki wywiad, a ta na całe szczęście dla mnie – zgodziła się odpowiedzieć na kilka pytań. Zapraszamy do lektury!

Cześć WRONA, dziękuję, że poświęcasz czas na ten wywiad – to przemiłe! Przywitaj się z ludźmi, powiedz kim jesteś.

Cześć, bardzo mi miło! Z tej strony WRONA, jestem wokalistką, autorką tekstów, producentką i instrumentalistką.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

Gdy miałam 10 lat wiedziałam już, czym chcę zajmować się w życiu. Nie mogłam się doczekać aż skończę szkołę i będę miała czas na robienie kariery muzycznej full time (jak się później okazało, do końca szkoły nie dotrwałam, ponieważ rzuciłam liceum na rzecz koncertowania z zespołem po Europie). W wieku 13 lat mama zapisała mnie na prywatne lekcje gitary i już wtedy jarało mnie komponowanie i nagrywanie. Odpalałam looper na wzmacniaczu Rolanda, który dostałam na 14 urodziny, potem nagrywałam dźwięk kamerą, oddzielałam audio od obrazu i potem kleiłam te ścieżki w całość. Sprawiało mi to ogromną frajdę. W wieku 16 lat założyłam Brain’s All Gone, rozpoczęłam naukę gry na perkusji i poświęciłam się temu projektowi na 1000%. A potem jakoś poszło.

Jakie są Twoje największe inspiracje muzyczne?

Dość dynamicznie mi się to zmienia. Inspirują mnie bardziej muzyczne postaci, niż stricte ich twórczość, zwłaszcza, że bardzo zależy mi na wykreowaniu swojego własnego brzmienia prosto ze środka. Uwielbiam Lady Gagę, Miley Cyrus, Avril Lavigne, Billie Eilish, Ashnikko, szanuję mega Nosowską. W przeszłości bardzo dużo słuchałam Blink 182, Good Charlotte, Bad Religion i Anti Flag i na pewno zespoły te miały ogromny wpływ na moją muzyczną tożsamość.

Jakie kawałki słuchasz obecnie najczęściej?

Dużo elektroniki, zwłaszcza trance’u. Lubię Infected Mushroom, często słucham też różnych dj setów. Zdarza mi się wracać do utworów, które lubiłam za dzieciaka. Polubiłam całkiem niedawno Taylor Swift. Słucham też Yungbluda, 5 Seconds of Summer, a moim guilty pleasure jest j-pop, zwłaszcza Wednesday Campanella (album Neon).

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z Radiową Czwórką? Chodzi mi nie tylko o własną audycję, ale przede wszystkim konkurs „Wydaj płytę będzie głośno” i Twój „Sen o smaku lukrecji”.

Pierwszy raz odwiedziłam Czwórkę przy okazji premiery albumu „Yet We Have Hearts”, był to rok 2015 i wieczorna audycja Bartka Koziczyńskiego. Później, gdy ukazał się mój pierwszy solowy singiel „TERAZ JA!!!” i sama zajmowałam się całym procesem wydawniczym jak i promocją, pisałam do Czwórkowych dziennikarzy, aby puścili ten numer na antenie. Równolegle zgłosiłam się do audycji „Będzie Głośno” właśnie z tym numerem i wtedy się zaczęło – parę dni później skontaktował się ze mną Damian Sikorski, aby umówić się na wywiad. Żołądek czułam dosłownie w gardle, bo to były moje pierwsze rozmowy na żywo, stresowałam się jak cholera, nawet nie wyobrażałam sobie, że ten stres może kiedykolwiek minąć. Miesiąc później znalazłam archiwalne artykuły o konkursie na wydanie płyty i pamiętam, że siedziałyśmy wtedy z przyjaciółką w salonie i powiedziałam: „ej, ja czuję, że ja to wygram”. Po prostu miałam wtedy jakieś takie dziwne uczucie w brzuchu, być może intuicja, która mówiła mi, że trzeba koniecznie spróbować. Minęło pół roku, materiał demo na płytę miałam już praktycznie gotowy, ale byłam bardzo przeciążona i zmęczona nadmiarem obowiązków. Godziłam się z myślą, że album będę musiała wydać własnym nakładem, zająć się całą dystrybucją, promocją, ogarnianiem sociali, sesji zdjęciowych, projektów… w między czasie dni i noce spędzałam na pisaniu maili z ofertą, szukałam festiwali, na których mogłabym zagrać, do tego brałam udział w Inkubatorze Tak Brzmi Miasto dla niezależnych muzyków, więc było tego naprawdę sporo. Zgłoszenie do „Będzie Głośno” wysłałam więc w ostatni możliwy dzień, ale miałam bardzo wisielczy nastrój i byłam zwyczajnie zdemotywowana. Pod koniec lipca zadzwonił Damian Sikorski z informacją, że wygrałam, a ja usiadłam na łóżku, trochę się poryczałam i zdałam sobie sprawę, że intuicja mnie nie zawiodła. Czwórka bardzo pomogła w wydaniu „SNU O SMAKU LUKRECJI”, właściwie gdyby nie konkurs to ten album by się nie wydarzył, albo wydarzyłby się dużo później. Było bardzo po mojemu, zawsze miałam ostatnie zdanie i wszystko, począwszy od muzy, skończywszy na projekcie okładki płyty było moim pomysłem. Bardzo doceniam, że miałam możliwość pracy z tak fajnymi i otwartymi na moje odkręcone wizje ludźmi i mam  szczerą nadzieję, że konkurs jeszcze wróci i otworzy drzwi innym debiutantom.

Fot. Grymuza

Masz bardzo mocny głos, co mówią o nim ludzie? Zakładam, że mówią – po pierwsze śpiewasz, a po drugie bohaterka jednej z Twoich piosenek – Debbie Harry również miała dość mocny, wyrazisty głos. Kiedy śpiewała oczywiście, bo teraz powoli dochodzi sobie do 80.

Od dziecka słyszałam, że mam bardzo niski głos i zawsze było mi przykro, że nie brzmię jak inne dziewczynki tylko jak chłop z budowy. Później z pierwszymi wywiadami pojawiły się komentarze, że barwa, którą mam jest radiowa i to było mega budujące, bo zawsze chciałam spróbować swoich sił w radiu. Prowadzenie autorskiej audycji „Dziewczyny Grają” w Czwórce było więc spełnieniem mojego małego marzenia.

A np. z Chylińską Cię porównywali? Szukałem jakiegoś Polskiego przykładu z czym kojarzą mi się Twoje utwory i chyba najmocniej z nią. Ujma to czy honor?

Jak najbardziej honor! Zdarzyło się to i zawsze bardzo mi miło, gdy słyszę takie porównania. Agnieszka to super wyrazista i odważna postać, i przede wszystkim kawał głosu.

Jakie emocje towarzyszą Ci podczas występów na scenie?

Występy solo to dla mnie czysta adrenalina, ciężko to porównać do jakiejkolwiek innej aktywności. Rok, czy dwa temu, wszystko było dla mnie tak nowe i intensywne, że czasem nie dowierzałam, że stoję sama na scenie. Jest to skrajnie inne od występów z zespołem. Tegoroczna trasa natomiast pozwala mi odkrywać zupełnie inne emocje… z każdym koncertem widzę nowe buzie śpiewające teksty, myślę sobie wtedy: „skąd oni to znają?”, „jak to się stało, że się tu znaleźli?” i bardzo się wzruszam. Czuję wręcz nierealną wdzięczność.

Czy preferujesz mniejsze, undergroundowe kluby czy wielkie festiwale? Te największe na pewno jeszcze przed Tobą, ale zdaje się Jarocin jest jednym z większych. Na pewno bardziej kultowych.

Zarówno jedne jak i drugie mają swoje plusy. Małe kluby mają to do siebie, że kontakt ze słuchaczem jest bardziej intymny i bezpośredni, można się poczuć jak na takiej większej domówce, na której wszyscy się znają i panuje fajny klimat i dobra, luźna atmosfera. Festiwale natomiast wiążą się z większą organizacją, jest też więcej stresów, na backstage’u kręci się mnóstwo osób i czasem trzeba walczyć z żywiołem, co przekłada się na frekwencję. Ale duże sceny to jednak duże sceny, jest to ogromna przestrzeń, na której można się wyszaleć i też świetna okazja do pokazania się potencjalnym słuchaczom. W zeszłym roku miałam przyjemność zagrać m.in na FEST festiwalu, ale najlepiej mi było w Jarocinie. Niepowtarzalny klimat i uczucie, że na tamtej scenie mogę wszystko.

Co sprawia, że w Twojej muzyce pojawiają się elementy electro/alternative/pop?

Zawsze lubiłam eksperymentować, od dziecka słuchałam też skrajnie różnej muzyki i nigdy nie zamykałam się w jednym gatunku. Człowiek, jak i muzyk, musi się zmieniać, musi poszukiwać i odkrywać. Moje produkcje są trochę dziełem przypadku, nie jestem w tym profesjonalistką, po prostu eksperymentuję, dopóki nie poczuję, że jakieś częstotliwości robią mi w środku dobrze.

Jaka jest Twoja filozofia tworzenia muzyki?

Przechodzę teraz dużą wewnętrzną przemianę, zmienia się moje podejście do muzyki i do tworzenia w ogóle. Nie chce mi się pisać już tylko dla siebie, jestem też zmęczona otaczającymi mnie piosenkami o niczym, do polskiego mainstreamu już dawno przestałam zaglądać, a tym bardziej o niego zabiegać. Brakuje mi poczucia misji w tym, co robię. Wiadomo, że nie chodzi o to, żeby te utwory miały zmienić od razu cały świat, ale jeśli nawet jedną osobę skłonią do refleksji lub zmienią coś u niej na lepsze, to będę spełniona. Chcę nadać temu większą wartość.

Wiesz już, co znajdzie się na Twojej nadchodzącej płycie?

Nie myślę jeszcze o pełnoprawnym albumie, bo to jest duża rzecz. Skupiam się na razie na singlach, pracuję nad EPką, ale nie wykluczam, że ewoluuje ona do całej płyty… Na pewno będzie mocniejsza i odważniejsza. Dbam o to, by każdy numer był dopracowany. Chcę być w pełni zadowolona z każdego dźwięku. Jestem niezależną artystką, więc nie mam nic do stracenia. Nikt nie stoi nade mną z umową fonograficzną i nie mówi, jaką muzę mam pisać, więc korzystam z tego przywileju ile mogę.

Jak długo pracowałaś nad swoim nowym singlem „Kryzys Tożsamości”?

Około trzy miesiące. Cały zeszły rok to był dosłownie kryzys tożsamości, w ogóle nie wiedziałam, w jakim kierunku chcę dalej iść. Miałam zjazd po pierwszym albumie i ciśnienie, że trzeba lada moment wydawać coś nowego. Zależało mi, aby pierwszy singiel nowej ery był mocny. Końcem stycznia skończyłam nagrania i produkcję, a potem przez luty pracowałyśmy z Grymuzą nad klipem.

Co chciałaś przekazać słuchaczom w tym utworze? Jakie emocje towarzyszyły Ci podczas pisania tekstu do „Kryzysu Tożsamości”?

Jestem osobą bardzo skrajną, targają mną bardzo intensywne czasem emocje, mam huśtawki nastrojów i podejmuję często decyzje pod wpływem chwili. Miałam trochę zastój jeśli chodzi o pisanie, ale zawsze najlepszym sposobem na wyjście z takiego dołka jest po prostu pisanie prosto z serca i tak też się stało. „Kryzys Tożsamości” to nie jest wbrew pozorom smutny utwór, podczas pisania uświadomiłam sobie, że na pewno nie jestem jedyna, która myśli, że jest p*jebana. Przecież każdy tak ma.

Co oznacza dla Ciebie „różowy image”, który Ci towarzyszy? Z zewnątrz widzę go jako maksymalnie dziewczyński, aczkolwiek Twoje utwory bywają dość niepokojące – jak to wszystko działa? Skąd to się bierze?

Dużo we mnie sprzeczności i wewnętrznych konfliktów. Zdaję sobie sprawę z tego, że manifestuje się to też w wizerunku, ubiorze, twórczości, ale akceptuję to i staram się robić z tego cały branding. Często słyszałam od osób pracujących w wytwórniach, że mój look jest niespójny z muzyką jaką tworzę, ale dziś uważam to za atut i coś oryginalnego. Jestem bezpośrednia, odważna i bezkompromisowa, nie daję sobie wchodzić na głowę i mówię co myślę, ale jednocześnie jestem wrażliwą dziewczyną, kobietą i lubię różowe rzeczy, Hello Kitty, ładne sukienki, kolorowe włosy i rzeczy typowo „dziewczyńskie”, cokolwiek to znaczy. Nie musi się to przecież wykluczać.

Ja np. kocham persony, gimmicki – jestem fanem wrestlingu więc to słowo towarzyszy mi od dawna. W Polsce mało kto przyjmuje jakąś pozę/fabułę w swoim życiu. Zagranicą takimi osobami jest chociażby Lady Gaga. Co Ty sądzisz o takich osobach i czy mogłabyś przyjąć taką sceniczną osobowość, totalnie inną od tego kim jesteś na co dzień?

Myślę, że u mnie to jest takie 50/50. Jakbym miała przez całą dobę, siedem dni w tygodniu być WRONĄ to bym się chyba wykończyła… Muszę to oddzielić, bo w innym wypadku byłoby to bardzo niezdrowe dla psychiki. Żaden normalny człowiek nie jest w stanie w ciągu jednego dnia znosić tyle odrzuceń, krytyki i odmów, co artysta, więc trzeba się jakoś przed tym chronić. To jest tak, że biorę z siebie cechy i zachowania, które lubię, a potem robię z nich 200%, ale mimo wszystko, nie chciałabym być taka w „prawdziwym życiu”. Ja na codzień oglądam Trudne Sprawy, chodzę w dresie i bez makijażu, alkoholu unikam jak ognia, piję miętę do śniadania i jeżdżę na weekendy do Zawoi. Na codzień jestem Weroniką i to mi odpowiada. Łatwiej wtedy też się emocjonalnie zdystansować od całego projektu i nie brać do siebie różnych fuckupów, które są jednak nieodłącznym elementem tego zawodu.

Jakie są Twoje plany na przyszłość w kontekście muzyki którą tworzysz? To już ta jedyna droga?

Gdybyś spytał mnie o to rok, czy dwa lata temu, na bank odpowiedziałabym, że to jedyna droga i że nie wyobrażam sobie innej. Dziś mam już trochę inne podejście, staram się nie wybiegać jakoś bardzo w przyszłość i daję sobie przestrzeń na zmiany i eksperymenty. Ja tworzę pod wpływem chwili, rzadko planuję i niewykluczone, że kiedyś wymyślę sobie popowy albo punkrockowy album. Może być też tak, że zajmę się czymś zupełnie innym niż muzyką i o ile niedawno sama myśl o tym mnie przerażała, tak teraz muzyczna emerytura wydaje mi się też dość kusząca. Mogłabym mieszkać na Sycylii i tworzyć do szuflady akustyczne kawałki o miłości. Albo zająć się uprawą cytryn.

Całkiem nieźle grasz np. na gitarze. Doczytałem też, ze jesteś perkusistką. Kwestia oszczędności, ale kiedyś powołasz do życia wielki zespół czy uważasz, że jest to imtymniejsze i lepiej wpływa na kontakt z publicznością?

Dzięki! Jestem na etapie kompletowania zespołu, ale na pewno dalej będę grać solo acty. Docelowo chciałabym występować w większym składzie, chodzi mi po głowie koncert z chórem i orkiestrą. Zawsze marzyłam o byciu frontmenką, nigdy też nie sądziłam, że znajdę w sobie tyle odwagi aby dawać koncerty solo, a jednak się to udało. Udowodniłam sobie, że dam radę, ale teraz czas iść z tym dalej.

Czy masz jakieś marzenia związane z karierą muzyczną? Wymarzone featy, suporty przed kimś, to, żeby ktoś wybrany Ciebie supportował?

Chciałabym w przyszłości stworzyć soundtrack do gry, filmu lub spektaklu. Powoli zaczynam produkować utwory dla innych artystów, mam nadzieję, że ten temat się rozwinie i że będę mogła robić to regularnie, bo sprawia mi to radość.

Czy marzysz o występowaniu na dużych, światowych scenach? O co ja pytam, wiadomo, że tak. A na jakich najbardziej? Masz jakiś cel na 5, 10 lat?

Nie. Odpowiadałam na takie pytania dziesięć lat temu z myślą, że będę wyprzedawać areny, a teraz muszę rozmawiać o tym na terapii i mierzyć się z presją, którą sama na sobie wywarłam. Wiadomo, że fajnie by było wyjść gdzieś poza Polskę, ale co będzie to będzie.

Jakie wyzwania stoją przed artystką w Twoim wieku, jak w ogóle wygląda ten biznes oczami kobiet?

Jest różnie. Artystki po 25 roku życia często słyszą od wszelkiej maści wydawców czy managerów (niekiedy również od innych artystek!), że są już za stare na robienie kariery i że lepiej podpisuje się kontrakt z nastoletnią Tiktokerką i nie mówię tego z przekąsem. Cieszy mnie natomiast, że jest w branży coraz więcej kobiet producentek, dziewuch grających w zespołach czy zajmujących wysokie, decyzyjne stanowiska w wydawnictwach, labelach czy agencjach. Kiedyś stresowała mnie ta dysproporcja płci, mnóstwo razy dochodziło do bardzo niekomfortowych sytuacji, zarówno w studiach czy na backstage’ach i teraz, jeżeli tylko mam wybór, wolę pracować z kobietami bo daje mi to nieporównywalny komfort psychiczny. Cały mój obecny team to dziewuchy, uwielbiam robić interesy z laskami i dzielić się pracą.

Co sądzisz o kontrowersjach, które często towarzyszą artystom? Masz już jakieś za sobą, a może przygotowujesz kolejne? Gdzieś w internecie przeczytałem jedną – że koledzy Twojego ojca odkryli piosenkę w której śpiewasz, że nie chcesz być jak on. Nawet się uśmiechnąłem, gdy to przeczytałem.

Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i każdemu zdarzają się błędy czy potknięcia, ja się osobiście cieszę, że nie wychodzą na wierzch sytuacje, w których np. mam gorszy dzień albo jestem przed okresem i chwilę przed koncertem płaczę i każę odwoływać całą imprezę. Całkiem niedawno usłyszałam, że jestem najgrzeczniejszą i najbardziej wrażliwą punkówą w tym kraju i poniekąd się z tym zgodzę. Ja się już wyszalałam. Czasy, kiedy chodziłam pijana na wywiady do telewizji czy sikałam z kumpelami z zespołu na backstage’ową podłogę już minęły i zostały zamknięte w erze nastoletniej, jakbym to robiła dziś, to musiałabym się chyba dobrze zastanowić nad sobą. Mam nadzieję, że w przyszłości jedyne kontrowersje jakie będą mnie dotyczyły, będą wynikały z muzy jaką robią, a nie, przykładowo, z obrabiania dupy innym artystom w wywiadach.

Jak radzisz sobie z krytyką? Porównywaniem do innych?

Z krytyką i porównywaniem całkiem nieźle. Trochę gorzej z hejtem i głupotą w internecie, z którą nie da się i przede wszystkim nie warto dyskutować. Mam coraz mniejszą tolerancję na debili mających dostęp do neta. Mi jeśli się coś nie podoba, to stwierdzam, że okej, mam to w dupie i idę sobie dalej żyć własnym życiem. Mózgi hejterów działają trochę inaczej, ale nic z tym nie zrobię. Mogę to albo ignorować, albo od czasu do czasu wynosić śmieci z własnego podwórka.

Czy uważasz, że obecnie trudno jest zaistnieć na polskiej scenie muzycznej?

Wydaje mi się, że obecnie jest to jednocześnie najłatwiejsze w historii i trudniejsze niż kiedykolwiek. Mamy dostęp do tak wielu narzędzi, możemy tworzyć muzykę u siebie na chacie nie angażując w to praktycznie nikogo, a do publikowania nie jest niezbędna wytwórnia czy agencja. Jednocześnie konkurencja jest olbrzymia, a w dobie TikToka ta rozpoznawalność może przyjść naprawdę szybko i równie szybko minąć. W Polsce przoduje rap i disco polo, dwa bardzo nielubiane przeze mnie gatunki, a jednak mimo to, olbrzymie sukcesy osiągają artyści oryginalni i robiący rzeczy totalnie inne, co jest dowodem na to, że jest trudno, ale się da.

Co radzisz jeszcze młodszym artystom, którzy chcą rozpocząć swoją karierę w muzyce? Osobiście znam kilku aktorów, wokalistów, wokalistek – mało komu się udaje. Najmocniej zaakcentowała swoją obecność Mery Spolsky, ale to kobieta orkiestra – książka, słuchowisko, image (właśnie taki gimmick, kolory, pasky, sposób pisania z Y na końcu). To fajne jest.

Stawiać na swoim i słuchać intuicji, nie dawać sobie wchodzić na głowę. Pisać prosto z serca, nie bać się i nie czekać, aż się będzie gotowym (bo ten moment akurat nigdy nie nadchodzi). Być odpowiedzialnym za swoją twórczość i bronić jej, kiedy trzeba. Branża muzyczna ma to do siebie, że pełna jest ludzi, którzy wiedzą lepiej i muszą na każdym kroku pokazywać, że są ważniejsi niż są w rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę, że może byłabym w zupełnie innym miejscu, gdybym potrafiła iść na kompromisy, lub gdybym przymykała oko i wydawała muzę, która mi się nie podoba. Ale nie byłabym w stanie potem spojrzeć sobie w twarz. Jeśli chodzi o szczerość i autentyczność to nie interesują mnie żadne ugody.

Fot. Grymuza

Czy masz jakieś inne pasje poza muzyką?

Dużo spaceruję, interesuje mnie też psychologia, bardzo lubię organizować sesje zdjęciowe, pozować, ostatnio myślę sporo o modzie. Kocham pisać, od dziecka ciągle coś skrobię. Piszę pamiętniki, opowiadania, wiersze. Gdy miałam 5 lat napisałam swoją pierwszą książkę o dzieciaku, który tak długo grał na komputerze, że w końcu został wciągnięty do wirtualnego świata. Babcia kupiła mi 16 kartkowy zeszyt z jakimś monitorem na okładce i to było inspiracją. Pisanie jest super, bo działa bardzo terapeutycznie. Parę razy myślałam o tym poważnie, ale zawsze dochodziłam do wniosku, że jest to coś tak kompletnie pozbawionego presji i oczekiwań, że nie chcę sobie tego odbierać i niszczyć na własne życzenie.

Jak wygląda Twój dzień, gdy nie tworzysz muzyki? Kręcisz z chłopakiem Tik Toki o Piesku? Swoją drogą pracuję w agencji reklamowej, analizowaliśmy kiedyś ten motyw – dobra robota, pozdrawiam wszystkich zaangażowanych!

Czasem się zdarzy. Nie rozstaję się z telefonem, więc często udaje mi się uchwycić jakiś fajny moment. Ogólnie żyję na walizach, mam rozwalony rytm dobowy i nie mam w życiu absolutnie żadnej rutyny i dyscypliny, więc jeżeli akurat nie tworzę muzy to jadę pociągiem, albo śpię do dwunastej. Bardzo dużo śpię. Potrzebuję minimum 9 godzin snu, w innym wypadku jestem nie do zniesienia. Uwielbiam picie porannej kawy i długie spacery, które uskuteczniam głównie wtedy, kiedy chcę posłuchać nagranych wcześniej wypocin.

Jakie są Twoje ulubione miejsca w Polsce? Trochę koncertujesz, czyli trochę jeździsz. Nigdy nie byłem w takiej trasie, nie wiem jak wygląda grafik – ale zgaduję, że coś tam zwiedzasz. Albo kątem oka widzisz – mogą być puby, kluby, muzea szycia metodą krzyżową. Dawaj, Internet wszystko przyjmie.

Kompletnie nie mam pamięci do miejsc, a już tym bardziej do ich nazw. Kocham cały Kraków, bo stamtąd pochodzę i nawet oklepane miejscówki, takie jak planty czy bulwary wiślane, nieustannie mnie zachwycają. W ogóle, cała Małopolska jest super. Lubię też klimat polskiego morza, zwłaszcza Jastarnię i Chałupy – byłam tam na kursie windsurfingu i mam fajne wspomnienia z tamtymi rejonami. Unikam pubów czy klubów, nie lubię głośnych miejsc ani smrodu fajek. Często po koncertach, czy ogólnie byciu w trasie, jestem tak przebodźcowana, że marzę o leżeniu na trawie, albo siedzeniu na ławce w parku. Realia też są takie, że czasu na zwiedzanie nie ma wcale aż tak dużo, jakby się mogło wydawać i bardzo często punktem obowiązkowym jest Żabka blisko miejsca koncertu, albo McDonald na autostradzie.

Wakacje coraz bliżej, gdzie będziemy mogli Cię znaleźć i jakie atrakcje dla nas przygotujesz?

Skończyłam wiosenną trasę, biorę dosłownie dwa oddechy i lecę dalej. W czerwcu zagram dwa koncerty z niemieckim zespołem Beatsteaks, w lipcu szykuje się festiwalowa powtórka w Jarocinie i Powidzu. Niebawem ogłoszę parę dodatkowych dat. Bardzo się cieszę na wakacyjne koncerty, zwłaszcza, że będę grać nowe utwory a parę starych zyska nowy aranż.

Końcowo, bo to strona o kulturze generalnie innej niż muzyka – jesteś w stanie polecić mi jakąś grę, film kinowy/VOD lub przedstawienie teatralne? Od biedy może być i książka, ale od tylu literek to wiadomo – tylko oczy bolą ?

Właśnie zaczynam grać w najnowszą Zeldę, gra zbiera same pozytywne opinie, więc myślę, że również mogę polecić w ciemno. Ja na ogół bardzo mało konsumuję rzeczy typu filmy czy seriale, uważam to w większości za stratę czasu. Aczkolwiek lubię oglądać treści biograficzne o inspirujących ludziach (zwłaszcza, gdy dopadają mnie chwile zwątpienia), polecam mocno materiał o Tinie Turner na HBO. A dla osób, których ciekawi proces twórczy (nie tylko muzyków) i jak ogólnie wygląda życie artystów od kuchni, to polecam serdecznie książkę „Jak oni pracują” Agaty Napiórskiej. Rozmowy te rzucają zupełnie inne światło na tematy takie jak „wena twórcza”. Po przeczytaniu tej książki bardzo zmieniło się moje podejście do pracy kreatywnej. Polecam!

Dziękuję za wywiad, było super! A czytelników zapraszam do sprawdzenia poniższych teledysków, bo warto! Ja się zasłuchuje od kilku tygodni.

Fotografie w wywiadzie Grymuza

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: