Skip to main content

Nie wiem czy moja opinia będzie odosobniona czy może ją podzielicie, ale „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć” było filmem nudnym, mało magicznym i zrobionym na siłę. Im dłużej o nim myślę, tym bardziej wydaje mi się skokiem na kasę. Przyznam szczerze, że na sequel szedłem więc bez szczególnych nadziei, tak naprawdę na nic się nie nastawiając. I powiem Wam, że już dawno nic mnie tak mocno nie zaskoczyło.

Fantastyczne zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda totalnie odrzuciły dwa kierunki, które obrała ich poprzedniczka. Po pierwsze zbieranie materiałów do słynnej książki o magicznych stworach poszło w odstawkę, a po drugie produkcja z 2018 roku wreszcie pełnymi garściami czerpie z rozbudowanego świata Harrego Pottera, nie będąc tym samym tanim skokiem na sentymenty i portfele fanów.

Gellert Grindelwald ucieka z pilnie strzeżonego więzienia. Na specjalną prośbę Albusa Dumbledora jego tropem wyrusza Newt Scamander – autor słynnej książki o Fantastycznych Zwierzętach.

W rolach głównych Eddie Redmayne, Katherine Waterston, Ezra Miller, Jude Law, Zoe Krawitz oraz Johnny Depp. Największy problem mam z tym pierwszym, a najlepsze zdanie o tym ostatnim. Kwestia Eddie’go wygląda tak, że ten strasznie mi przeszkadza i po prostu go nie lubię. Znam, rozumiem i szanuję jego sposób gry, a także mogę zaakceptować jego postawę, fizyczność czy przyjmowanie podobnych do siebie, odrobinę autystycznych ról – ale aktorem bywa ciężkim do zniesienia. Ja akceptuje go takim jakim jest, ale miewałem momenty zwątpienia – jego wątła, bardzo spokojna postać – nijak nie pasowała do przedstawionych tu sytuacji, a na pewno nie uznałbym go za głównego bohatera. Pasował za to Johnny Depp, który w omawianym filmie stworzył kreację nietuzinkową, oryginalną i bardzo sensownie zagraną. W ostatnich latach słynny „Jack Sparrow” odgrywał wyłącznie zblazowane kalki poprzednich ról, ale tym razem faktycznie coś między nim, a jego postacią zaiskrzyło. Grindelwald jest doskonałym „głównym złym”, mrocznym, kipiącym ideałami, mocno zarysowanym – dlatego ciesze się, że zobaczymy go w kolejnym filmie, albo nawet kilku. Drugi plan również radzi sobie całkiem dobrze, a większość bohaterów dostaje swoje „pięć minut”. Jeśli denerwowały Was sceny z „mugolem Kowalskim” to ten jest teraz postacią mniej komiczną i dużo łatwiejszą w odbiorze. Cały film nabrał zresztą na powadze i za to jak najbardziej należą się brawa.Fabuła wreszcie nie wygląda jakby została napisana na kolanie, a J.K. Rowling poczuła się na tyle pewnie, że tym razem rozpisała scenariusz sensownie, dzięki czemu wreszcie pierwszym odruchem widza nie będzie zapadnięcie w głęboki sen. Nawiązań do świata Harrego Pottera jest cała masa – od nazwisk, przez znajome sytuacje, aż w końcu po… Hogwart. Świat nabrał magicznych właściwości i z praktycznie każdej sceny czuć jego uroczą głębię. Znów ruszają się zdjęcia, posągi zmieniają pozy, a tytułowe „fantastyczne zwierzęta” rozrabiają ile mogą. Tytułowy bestiariusz również powiększył się o kilka fajnych stworów – w dodatku trudno narzekać na efekty specjalne, bo te są na najwyższym poziomie. Na dobrą sprawę wszystko jest dwa, jeśli nie cztery razy lepsze niż w poprzedniej części. Wreszcie czuć, że mamy do czynienia ze światem magów i mugoli, różdżek i całej tej rozbudowanej kultury. Tak jak zdążyłem już powiedzieć tym razem w odstawkę poszła tytułowa książka, a fabuła przedstawia śledztwo/poszukiwania zbiegłego przestępcy. Bolało mnie trochę (jak w przypadku Redmayne’a), że nie każda postać jest tu na swoim miejscu (bo na dobrą sprawę dlaczego on szuka najniebezpieczniejszego czarnego maga?), ale to tylko film i kilka rzeczy można mu wybaczyć.

Wspomniane wcześniej efekty specjalne stoją na bardzo dobrym poziomie, prawdę mówiąc do mało której sceny czy koncepcji mogę się przyczepić. Być może całość traci trochę na jakości w okolicy finału, ale przez większość filmu naprawdę robią wrażenie. To co irytuje to z pewnością okropne ukazanie okresu między pierwszą, a drugą wojną światową. Londyn jest przez to szary, praktycznie bezbarwny. Tak samo Paryż. Tyle pięknych miast, a wszystko ukazane zostało z przesadnym, staromodnym tonie. Ja oczywiście rozumiem, że chodzi tu o stworzenie pewnego klimatu, ale… to głupia i ograna, trochę nudna sztuczka. Naprawdę pomiędzy wojnami wszystko było w sepii?To jednak dość małe wady i jeśli oglądaliście część pierwszą, to po prostu musicie wiedzieć, że „dwójka” deklasuje ją pod każdym względem. Tutaj po prostu wszystko jest lepsze, ciekawsze i sensowniej wiążące opowiadany świat. „Zbrodnie Gindelwalda” to film, który powinniśmy dostać już na samym początku przygody z kolejną interpretacją tego tematu. To doskonały praktycznie pod każdym względem prequel Harrego Pottera, który nie boi się nawiązywać do dziesiątek, jeśli nie setek wątków i postaci, które przewinęły się przez te magiczne, wspaniałe książki na przestrzeni ostatnich lat. Ciesze się, że J.K. Rowling przysiadła na poważnie do koncepcji i powiązała ją w bardzo sympatyczną całość.

Ja ze swojej strony bardzo polecam, gdyż nie mogę doczekać się kolejnych części. Widocznie z tą serią jest tak, jak z tym powiedzeniem „złe dobrego początki” – i po kiepskim starcie dostajemy właśnie to, na co od tylu lat czekaliśmy. Wiem, że Rowling da radę wycisnąć z tej serii jeszcze wiele, wiele wspaniałych pomysłów i dlaczego już teraz czekam z zapartym tchem!

Piotrek Gniewkowski (Niekulturalny)

Krytyk filmowy i teatralny, zapalony gracz konsolowy i komputerowy. Od kilku lat pracuje w branży reklamowej przy projektach influencerskich. Zakochany w najnowszych technologiach. W wolnych chwilach fotografuje Warszawę.

Zostaw komentarz: